„Już próbowałam i skończyło się na tym, że
wylądowałam z nim w łóżku.”
Usiadłam zmęczona
na kanapie. Może nie tyle zmęczona fizycznie co psychicznie. Nie
mam siły na nic, ta kobieta przeczyściła mój mózg
całkowicie. Kto by się tego spodziewał po takiej małej, na pozór
nie zagrażającej osóbce...
- A ty co? -
Przysiadła się obok mnie. - Masz dość?
- Ja? No co ty. Po
prostu chwila odpoczynku się przyda, prawda?
- Jeśli chcesz. -
Wzięła pilota ze stołu i włączyła telewizor. Akurat leciał
Bambi,
żadna z nas nie miała nic przeciwko niemu. - No to może opowiedz,
jak ci minął dzień?
- Normalnie - skłamałam, starając się udać obojętną, ale że
ja w tym dobra nie byłam, Emily oczywiście to wyczuła.
- Przestań. Rzeczą, którą powinnaś o mnie wiedzieć jest
to, że bardzo nie lubię kłamstwa.
- Naprawdę jest ze mną tak źle? - Westchnęłam. - Widzi pani...
- Emily - przerwała mi. - Mów mi Emily, wtedy nie czuję się
tak staro.
Następna się, cholera, znalazła.
- No więc Emily - zaczęłam. - Jest chłopak... - Spojrzałam na
nią. Widziałam w jej oczach ten błysk. - ...którego
szczerze nienawidzę. Wkurza mnie wszystkim co robi, nawet tym, że
jest. Że się na mnie patrzy, że do mnie mówi, że się do
mnie śmieje i że przy mnie żartuje. Jest najbardziej irytującą
osobą, jaką znam. I mówię ci, po prostu ci to gwarantuję,
że znienawidziłabyś go po pięciu minutach przebywania z nim sam
na sam!
Popatrzyła na mnie i chwilę się zastanowiła, po czym wpadła na
swoją „niesamowitą” myśl.
- Może do ciebie zarywa.
- Od kilku lat mam chłopaka. Coś jeszcze?
- Spróbuj go ignorować. To pomoże, mówię ci.
- No właśnie nie! - krzyknęłam na skraju załamania. - Michael to
chłopak Samanthy, a Samantha to moja przyjaciółka... Postaw
się w mojej sytuacji!
- Bo ja raz byłam w czymś takim? Nie lubiłam żadnego chłopaka
moich przyjaciółek, sama je swatałam. - Uśmiechnęła się.
- A ten.. Jak mu tam? Mark?
- Michael. Michael Jackson.
I cisza.
Cudownie.
Dlaczego musisz być taka jak inni?
- Wkręcasz mnie. - Z uśmiechem dotknęła mojego ramienia. Wydała
mi się jakaś... Zakłopotana, poddenerwowana. Jakby to, co
powiedziałam nagle ją zgasiło.
Co w pewnym sensie było prawdą.
- Czemu każdy reaguje tak samo? - Spuściłam głowę. - Czy to
naprawdę nie do uwierzenia, że ktoś taki jak Michael Jackson
usadowił swój tyłek między mną a moimi przyjaciółkami?
Skrzywiła się na chwilę, nerwowo rozejrzała po pomieszczeniu i
objęła rękoma nogi.
- Ignoruj go - mruknęła znowu. - W końcu się odczepi.
- Ale nie da się go ignorować...
- Spróbuj. A może jednak go lubisz?...
- Nienawidzę! Już próbowałam i skończyło się na tym, że
wylądowałam z nim w łóżku.
Tak.
- Co proszę? - Zakrztusiła się.
Jestem największym debilem na świecie. W naszej galaktyce. I we
wszechświecie. Kosmici uważają mnie za największego dekla w
dziejach.
- To ten, ja pójdę sprawdzić, czy tata już wstał. -
Uśmiechnęłam się uroczo i wybiegłam z pomieszczenia.
Ładne zagranie, Hope.
- Tatooo? - szepnęłam i zapaliłam światło od sypialni. -
Śpiiisz?
- Już nie - usłyszałam i delikatnie drgnęłam. Spojrzałam w
stronę łóżka i zobaczyłam tam ojczulka z butelką wody w
ręce. Był ubrany w jeansy i czarny t-shirt.
- Co robiłeś wczoraj tak długo, że spałeś do teraz? - zapytałam
i poprawiłam krzywo stojącego kwiatka. - Emily już jest.
- Ja? Emm... - Złapał się za kark. - Nie mogłem zasnąć.
Idziemy?
Jak mam to rozumieć?
- No dobra - mruknęłam i wyszliśmy z pokoju. Za oknem zaczęło
robić się ciemno, niebo poszarzało a słońce zniknęło z mojego
pola widzenia.
- A, poczekaj. - Oparł się o ścianę. - Pójdę się tylko
przebrać.
- Po co? Nie będziesz się tu stroić! Widzisz, jak ja jestem
ubrana? Nie ma mowy, żebyś wyglądał lepiej ode mnie.
- Uh. - Chrząknął. - W takim razie chodźmy.
Zaśmiałam się w duchu. Kiedy byliśmy w salonie, Emily dała mi
znak, żebyśmy wróciły do kuchni. Tak też zrobiłyśmy i -
kto by się spodziewał? - zostałam tam zasypana pytaniami. Tato,
wróć.
- Jak to „wylądowałam z nim w łóżku”?
- Mówiłam już, że to idiota? Nie? To mówię - jest
największym idiotą świata. Myślał, że to Samantha, a tymczasem
byłam to ja. I takim sposobem, spałam obok niego. Obok. Nic więcej.
Jasne? Jasne. A teraz daj mi tą pizzę, bo się muchy pozlatują.
~*~
Zaraz pęknę i będą skrobać mnie z sufitu. Takiej bomby na pewno
nie chcieli by mieć w domu i zapewne wyrzuciliby mnie stąd, gdyby
tylko wiedzieli, że w każdej chwili jestem w stanie puścić. Nie
mogę jednak zaprzeczyć temu, że danie było wprost wyborne.
- Co teraz robimy? - zapytałam, kładąc nogi na stole. - Nie potrafię się nigdzie ruszyć, najlepiej byłoby tu po prostu zostać.
- To zostań - zaproponowała Emily. - Mamy wolny pokój.
- Nie mogę, matka będzie czepiać się, że nie było mnie na ich
wigilii. Boże, jak mi się nie chce tam być.
- To zadzwonię do Veronici i powiem jej, że źle się czujesz -
wtrącił tata. - Wiem, że chcesz... Ja w sumie też nie miałbym
ochoty siedzieć z nimi w jednym pokoju przez kilka godzin.
- Dziękuję, mój wybawco - powiedziałam i go przytuliłam. -
Ratujesz mi tyłek.
- Wiem - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
Po tym, co ostatnio palnęłam w towarzystwie Emily, czułam się
bardzo nieswojo sam na sam z nią, a niestety byłam wtedy na to
skazana. Byłam również świadoma tego, że ona może już o
tym zapomniała - ja jednak nie.
Gdy tata wrócił, odetchnęłam niezauważalnie z ulgą i od
razu zapytałam, czy mama się zgodziła. Odpowiedź była bardzo
wymijająca, jednakże mogłam zostać w wigilię na noc u taty i
Emily. Cieszyłam się - bo kto by się nie cieszył z jednego dnia
mniej w domu wariatów?
- Dziękuję - powiedziałam. - Naprawdę, kocham was normalnie.
Jestem bardzo wdzięczna.
- Nie ma sprawy. - Emily puściła mi oczko. - A teraz może... Teraz
prezenty.
Usiedliśmy na podłodze obok choinki. Wzięliśmy się za otwieranie
paczek - pierwszy był tata.
- Co to może być? - Zatrzepotał paczką ode mnie, a moje serce
nagle stanęło.
- Nie rób tak!
Uniósł ręce w geście obronnym i bardzo, ale to bardzo
delikatnie (aż przesadnie) rozerwał fioletowy papier. Wyjął z
pudełka dużą, złoto-białą skarbonkę w kształcie świnki z
zabawnie pomalowanym ryjkiem i oczami. Na nogach miała jasnoróżowe
buty... Coś mi przypominała.
Wyglądała jak Gabrielle.
- Skarbonka? - Skrzywił się. - A po co mi skarbonka?
- Chciałeś nowe auto, tak? Tak. Ale czemu nie masz? Bo wszystko, co
uzbierałeś poszło na nowy telewizor i głośniki. Więc teraz
możesz mi tylko dziękować.
- Ale... Chwila, gdzie tu jest ten taki specjalny do otwierania
skarbonki? - jęknął.
- Jeszcze czego... Żebyś mógł podbierać? Nie mam mowy.
- Właśnie! - powiedziała Emily. - Mam dość jeżdżenia do kina tym
autem sprzed I wojny światowej. Naprawdę, to niemiłe uczucie,
kiedy samochód co chwilę wydaje dziwne odgłosy...
Mruknął pod nosem coś niezrozumiałego i odpakował prezent od
swojej dziewczyny - jak się okazało książkę.
Potem ona zajęła się paczką, w której znalazła
nowe buty do biegania. Strasznie się ucieszyła więc wywnioskowałam z tego,
że lubi sport. Kiedy przyszła kolej na mnie, bardzo niechętnie
odpakowałam paczkę. Nie lubiłam dostawać prezentów, nawet
bardzo.
- Słuchawki? - ucieszyłam się. - Dziękuję - dodałam i
przytuliłam się do taty.
Od dawna chciałam kupić sobie nowe, ale zawsze brakowało mi na nie
pieniędzy. Wszystko szło na książki i płyty... No tak.
- Nie ma sprawy - odpowiedział i odwzajemnił uścisk. - Mam
nadzieję, że będą w porządku. Jeśli nie, to są na gwarancji,
więc śmiało możesz do mnie przyjść. - Uśmiechnął się
pogodnie, po czym spojrzał za okno. Było już ciemno, nawet bardzo.
Mogłabym zgubić się wśród nielicznych drzew na podwórku
taty, do czego przyczyniłaby się również moja niesamowita
orientacja w terenie.
- No to może wrócimy już do stołu? - zaproponowała Emily i
wskazała skinieniem głowy na drewniany mebel.
- Jasne. - Wstałam, po czym owinęłam się w
koc i położyłam na kanapie. Miejsce na przeciwko mnie zajął
tata, obok niego usiadła blondynka i położyła głowę na jego
ramieniu, którym ją objął.
Wow. To jest... Urocze? Jejku. Czy ja i Dylan tak wyglądamy?
- Hope, podaj pilota. - Było to na wpół pytanie, na wpół
długie ziewnięcie w wykonaniu taty. Z lekkim rozbawieniem podałam
mu do ręki przedmiot, po czym przeniosłam wzrok na telewizor. Przed
moimi oczami ukazał się wielki napis „Wejście Smoka”.* Nie
musiałam patrzeć na tatę żeby wiedzieć, że ma wielki uśmiech
na twarzy.
Kochał ten film od zawsze i myślę, że było to głównie
spowodowane tym, że sam kiedyś trenował karate. To była jego
pierwsza miłość, dopóki nie pojawiła się mama, jak zawsze
opowiadał.
Uwielbiał również samego Bruce'a Lee. W naszym domu trwała
żałoba przez bardzo długi czas kiedy okazało się, że aktor nie
żyje. Od kiedy pamiętam, tata był jego wielkim fanem. Teksty z
filmów w których grał miał już wykute na pamięć.
- Znowu? - westchnęła Emily. Wywróciła teatralnie oczami i
się na mnie błagalnie popatrzyła. Jakbym miała ją uratować
przed apokalipsą zombie.
- Shh - mruknęłam, machając ręką w jej stronę. Tata z uśmiechem
na mnie spojrzał.
- Moja córcia.
~*~
- Nie wiem jak wy, moi drodzy, ale ja idę spać - oznajmiła
blondynka po skończonym seansie, po czym wstała z kanapy i
otrzepała resztki chipsów ze spodni. Tata, nadal w transie
po-filmowym, lekko kiwnął głową i dopiero po chwili spytał, co
mówiła. Ta tylko pokręciła głową z zażenowaniem.
- Czy mój pokój nadal jest dostępny? - zwróciłam
się do taty. Skinął głową, spojrzał na podłogę, po czym
walnął twarzą w poduszkę.
Tak zwany kac po-filmowy, moi drodzy.
Uśmiechnęłam się lekko i szybko zwinęłam do piwnicy. Wyda się
dziwne, ale dla mnie to najlepsze miejsce na świecie. Mam tam
zrobiony swój mały, miętowy pokoik, gdzie znajduje się mega
wygodne łóżko, biurko, stół i najfajniejsze - wielka
ściana obklejona zdjęciami czyli coś, czego nie mogę mieć u
siebie.
Zamknęłam za sobą drzwi, pstryknęłam głową światło i
zrzuciłam ciuchy. W łazience „podłączonej” do pokoju
przemyłam twarz, bo nie miałam siły na więcej i splotłam włosy
w warkocza. Wyszłam z pomieszczenia, przymykając drzwi biodrem i
zajrzałam do swojej torby. Obok niej wylądowała biała koszulka,
która zaraz powędrowała się na mnie. Sięgała do połowy
uda.
Delikatnie wyjęłam również dużego misia-psa Rocky'ego**,
położyłam go na materacu i zgasiłam światło, po czym pędem
ruszyłam w stronę łóżka. Nie, żebym się bała. Po prostu
zawsze mam nieodparte wrażenie, że coś za mną stoi, że może
mnie złapać jeśli będę niedostatecznie szybka.
Położyłam się razem z Rockym na miękkim materacu i od razu
zasnęłam.
- Hej - usłyszałam. - Hej, wstawaj.
Otworzyłam oczy. Przed sobą zobaczyłam Emily, uśmiechniętą od
ucha do ucha.
- Coś się stało? - spytałam. Podniosłam się do pozycji
siedzącej.
- Nie, po prostu jest już trochę późno. - Skinęła głową
na zegarek wskazujący godzinę czternastą. - A twoja mama dobija
się do nas od godziny. Powiedziała, że „jak nie wrócisz
do domu przed trzecią to razem z Tomem sobie z tobą porozmawiają”
- dodała, udając mamę. Odchyliła głowę, podniosła głos i na
siłę spróbowała być stanowcza i poważna, jak to moja
rodzicielka robiła zawsze.
- Skąd wiedziałaś, że...
- Niestety to ja odebrałam telefon. - Westchnęła. - Mówiła
do mnie z jeszcze większą niechęcią, niż do Adama.
- No tak - odpowiedziałam. - Współczuję ci... Gdzie tata?
- Czeka na ciebie w salonie. Pośpiesz się trochę, bo on sam trochę
obawia się tego, że oberwie. Sama wiesz, jaka jest twoja mama. -
Jej głos urwał się gwałtownie. - Znaczy... Nie to miałam...
- W porządku. - Położyłam dłoń na jej ramieniu. - To nic. Masz
rację, wiem jaka jest i należy się jej bać. - Uśmiechnęłam się
i skopałam swoją kołdrę, po czym cała czerwona znowu się nią
przykryłam.
Identycznie jak z Jacksonem.
- Umm - jęknęłam zakłopotana. - Emily... Nie chcę być
nieuprzejma, ale możesz na chwilę wyjść? Wybacz, po prostu czuję
się trochę nieswojo przy kimkolwiek kiedy nie mam na sobie spodni i
wątpię, żebyś ty miała ochotę oglądać mnie paradującą bez
nich.
- Och - odparła, nieco zbita z tropu. - Tak, tak. Jasne.
Przepraszam. Już wychodzę.
I po tych słowach faktycznie wyszła. Zuch dziewczyna.
Odczekałam jeszcze chwilę, żeby upewnić się, że nikt
mnie znowu nie najdzie i wstałam z łóżka. Ubrałam się we
wczorajsze ciuchy, ogarnęłam lekko pokój i wróciłam
na górę.
- Gotowy, tato? - zapytałam, widząc jak siedzi na kanapie w
salonie.
W ramach odpowiedzi usłyszałam dzwonek telefonu. Przeprosił,
tłumacząc że to ważna rozmowa i wyszedł z pokoju. Taa.
Usiadłam na jego dawnym miejscu i rozejrzałam się po pokoju.
Wszystko było tak, jak wczoraj zapamiętałam. Talerze i miski po
pizzy, chipsach i innych przekąskach nadal leżały na stole. Pilot
i koc znajdowały się na kanapie, gdzie tata wczoraj opłakiwał
zakończenie filmu. Kolorowe papiery walały się po podłodze obok
przystrojonej choinki, pod którą głęboko wciśnięta była
malutka paczuszka.
Jej nie zapamiętałam.
Z ciekawością wczołgałam się pod drzewko i kłując się w ręce,
dosięgnęłam owiniętego kolorowym papierem czegoś. Było na nim
napisane „Dla Hope”. Pewnie pisała to Emily, bo pismo było
ładne i kobiece, nawet papier w jakiś sposób przesiąknął
jej zapachem.
Czemu mi go nie dali? Ja nie mam żadnych wyrzutów czy coś,
po prostu myślę, że jeśli jest to zaadresowane do mnie to dostać
to powinnam.
- Hope, gdzie jesteś? - Do moich uszu dobiegł delikatny kobiecy
głos.
Wzdrygnęłam się gwałtownie i schowałam prezent do torby.
- Tutaj - powiedziałam cicho i odwróciłam się w jej stronę.
- O co chodzi?
- Adam powiedział, że możesz już się ubierać i poczekać przed
domem. Zaraz przyjdzie - oznajmiła pogodnie, uśmiechnęła się
lekko i wyszła.
Już po strachu, Hope. Po strachu.
W przedpokoju zarzuciłam na siebie swoją skórę, czarne buty
i wyszłam z domu z torbą zarzuconą na ramię. Postanowiłam czekać
przed bramą, więc wyszłam również z ogródka i stałam
przy głównej ulicy.
Nie mogąc powstrzymać ciekawości, sięgnęłam ręką po prezent
dla mnie. Szybko zdarłam papier i moim oczom ukazała się płyta.
Nie zwykła płyta tylko coś, przez co Emily czuła się tak
niezręcznie, kiedy opowiadałam jej o tym, jak to bardzo nie lubię
Michaela.
No cóż, na jej miejscu też powstrzymałabym się wtedy z
wręczeniem tego prezentu.
Obok mnie zaparkowało czarne auto. Zdziwiona rozejrzałam się
dookoła, jednak gdy szyba zjechała w dół wiedziałam, że
to po mnie.
- Masz dobry gust muzyczny - powiedział Michael, spoglądając na
swój album w moich dłoniach. - Co cię tak nagle na mnie
szarpnęło?
- Nic na nikogo mnie nie szarpnęło - burknęłam. - Po prostu...
- Polubiłaś mnie! - przerwał mi wesołym okrzykiem, który
wydał się bardzo teatralny. - To takie miłe, Hope.
- Dlaczego? - Spuściłam głowę w geście rezygnacji. - Czemu?
- If they say: why? why? tell 'em that is human nature... -
zanucił. Zaciekawiona spojrzałam w jego stronę.
- Co to?
- Hm? - Podrapał się po głowie. - To nic. Znaczy... To coś. To
coś, co zobaczysz w przyszłości, a raczej usłyszysz. - Wskazał
palcem na ucho. Miał uśmiech na twarzy. - Ale wiesz... Tylko wtedy,
jeśli będziesz na bieżąco z moją osobą. Rozumiesz? Może nawet
mianuję cię fanką numer jeden.
Uniósł kciuka do góry i z zamkniętymi oczami pokiwał
głową na „tak”.
- Nie lubię tego, w jaki sposób ze mną rozmawiasz -
powiedziałam w końcu. - Co ty w ogóle do mnie masz?
Między nami zapanowała krótka cisza. Bardo krótka,
którą zakończył westchnieniem i wyłączeniem silnika.
Spojrzał na mnie.
- Może jeśli ty zmienisz swoje podejście do mnie, ja zmienię moje
do ciebie? - zapytał i złagodniał.
- Po co? Ty się nie zmienisz. Dlaczego więc mam rozmawiać z tobą
inaczej?
Popatrzył przed siebie. Wzrok miał utkwiony w drzewo naprzeciwko
niego. Zachował się zupełnie tak, jakbym go czymś uraziła.
- Nie wiesz, jaki jestem - odparł.
- Nie wiem? Nie wiem? Oczywiście, że wiem!
- Skąd? - Zaczął mówić poważnie. Położył dłonie na
kierownicy i mocno je zacisnął, tak, że aż knykcie mu zbielały.
- Już ci mówię, skąd. Z...
- Mediów? - przerwał mi. - Stąd znasz mnie tak dobrze?
Przez to, co słyszałaś i widziałaś tak mnie nie lubisz?
Nie potrafiłam wyczytać emocji z jego twarzy. Nie wyglądał na
zdenerwowanego, a jednak wyraz jego twarzy zdradzał, że zaraz się
rozpłacze.
- Nie...
- Jak to nie? Oczywiście, że tak! Jestem tego tak bardzo pewny jak
ty tego, że mnie znasz. - Przeniósł wzrok na moją twarz. -
Teraz powiedz. Tak o mnie myślisz? Tak, jak wszyscy inni?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Roześmiać się mówiąc, że
jest głupi, przeprosić i odejść czy po prostu milczeć.
Głośne trzaśnięcie drzwi wyrwało mnie z tego dziwnego stanu.
Tata wyjechał swoim samochodem z garażu i zaraz zaparkował się
obok auta Jacksona.
- Wiesz co? - powiedział, widząc że mój ojciec się
niecierpliwi. - Nieważne. Zapomnij o tym... - Przekręcił kluczyk w
stacyjce. - Do zobaczenia niedługo.
I odjechał.
* Wejście Smoka z dedykacją dla mojego taty, który i tak tego nie czyta. No kocha ten film, no.
~~~~
Pamiętacie może, jak kilka razy pisałam, że jakiś tam rozdział jest najgorszym, jaki kiedykolwiek napisałam?
Ten je przebił! Naprawdę, nie podoba mi się w kij. Jest o k r o p n y, krótko mówiąc.
Serio. Nawet tej 'kłótni' z Michaelem miało nie być. W ogóle Michaela miało nie być.
._.
Co u Was słychać? Po feriach, w trakcie czy przed? Ja niestety już tydzień po. Tak ciężko jest się przestawić na to, żeby zacząć chodzić spać wcześniej...
U mnie ogólnie bywało lepiej, od jakiegoś czasu mam okropny humor.
Ale nie o mnie tutaj, to nie powinno nikogo obchodzić.
Wybaczcie to opóźnienie. To nie ja.
Dopiska w totalnej rozsypce, jak zwykle.
Dobranoc, dzień dobry czy coś, ja już lecę. Do następnego, moi drodzy!
Kocham Was i bardzo dziękuję za wszystko,
Malffu.
No jak to najgorszy? Ej, nie zgadzam się. Mi się bardzo podobał. Daję kciuka w górę (y) (tak, to jest kciuk). Nareszcie może Hope zrozumie, że Mike też jest człowiekiem i zaczną być dla siebie mili. Rozdział super. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Bunia
Ej no, co to ma być? Ja miałam być pierwsza, no...
OdpowiedzUsuńW każdym razie, tu pojawi się komentarz. Za niedługo ale będzie.
Pozdrawiam po prawie całym dniu nagrywania (y)
Rozdział świetny,zresztą jak wszystkie,więc nic nowego tu nie wniosę XD mam nadzieje,ze notka pojawi się za tydzień, bo nie wytrzymam juz haha,czekam aż Hope przekona się do Michaela.Pozdrawiam gorąco i życzę weny <3 / Angelika
OdpowiedzUsuńCo ty, ten rozdział jest świetny :) Podoba mi się jak piszesz, co chwilę są jakieś śmieszne momenty. Pewnie z czasem Hope lepiej zrozumie Michaela. Mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Magda
Nigdy w żadnym wypadku nie pisz, że którykolwiek rozdział jest najgorszy! Po pierwsze - Jest to kłamstwo. Po drugie - Tracisz cenną wiare w siebie. Powie ci to każdy, kto czyta twojego bloga. I chodź muszę przyznać, że jestem tu pierwszy raz, to naprawdę mi się tu spodobało. Masz wyrobiony ciekawy styl pisania. Piszesz zrozumiale i młodzieżowo (?). Na bloga miałaś wspaniały pomysł. A to, że czasem trafi się INNY rozdział, to nie oznacza, że jest goorszy. Musisz zrozumieć, że jesteś naprawdę utalentowaną dziewczyną. Trzymam kciuki za twoją dalszą drogę. Rozwijaj pisanie, bo naprawdę masz do tego talent! :)
OdpowiedzUsuńplease-rose.blogspot.com
Witam :D
OdpowiedzUsuńSzablon już widnieje na moim blogu :D
Witam!
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100 % z powyższym komentarzami.
Rozdział jest świetn, tak jak wszystkie pozostałe.
Uwielbiam śledzić perypetie Hope, a elementy humorystyczne są wręcz fenomenalne! Jesteś bardzo utalentowaną osobą! Twoje opowiadanie czyta się z wielką przyjemnością i lekkością.
Już nie mogę się doczekać kiedy dodasz kolejny wpis.
Pozdrawiam I życzę weny,
K@te :)
Nie waż sie pisać już nigdy więcej , że jakiś rozdział jest najgorszy bo każdy jest przecudowny, i czytam go z ogromnym uśmiechem, na ustach. A co do tego rozdziału to jest cudowny. Mam nadzieję, że Hope bardziej zrozumie Michaela.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. i życzę dużo weny.
Mickey
Dlaczego najgorszy? Nie jest najgorszy, nie ma takiego rozdziału. Bardzo dobrze, ze jednak ta kłótnia z Michaelem się pojawiła. Rozdział bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńLiterówkę wychwyciłam w zdaniu:
Bardo krótka, którą zakończył westchnieniem i wyłączeniem silnika.-bardzo.