czwartek, 25 czerwca 2015

Gone Too Soon

4 komentarze:
Tak dawno mnie tutaj nie było. Ostatni rozdział wstawiłam... 1 marca, huh. Jestem ciekawa, kto tutaj jeszcze zagląda, ile osób to przeczyta i czy ktoś da o sobie w ogóle znać.
Nie przypadkowo piszę posta akurat tej daty, bo 25 czerwca to dość szczególny dzień dla fanów Michaela. Jest smutny, to prawda, ale nie uważam, aby z kolei był powodem do tego, aby cały dzień siedzieć pod kocem i płakać ze słuchawkami w uszach. To jest... Ugh.

Nigdy nie odczuwałam tego, że Michael nie żyje. Mówiąc o nim, oglądając wywiady, teledyski, słuchając go - mam wrażenie, jakby po prostu teraz był gdzieś na drugim końcu świata razem ze swoimi dziećmi, odpoczywał i żył spokojnym życiem. Z drugiej strony, czuję, że jest gdzieś obok mnie. Po prostu... Nie powiem, że siedzi sobie gdzieś na chmurce, i patrzy na nas z góry, bo w to nie wierzę. Może to zabrzmi dziwnie, ale mocno czuję jego obecność przy sobie. Jak jest mi smutno, wesoło, gdy się śmieję i płaczę - on jest obok, i ja to wiem. Po prostu. Wiem.
Dla osoby trzeciej wyda się to pewnie jakimś paradoksem i wymysłem psychofanki, ale kto mnie lepiej zrozumie, niż rodzina? Jestem przekonana, że choć w najmniejszym stopniu odczuwacie to, co ja przeżywam przez te długie sześć lat. Nie jest mi smutno. Nie płaczę. Bo to, że zniknął fizycznie nie znaczy, że przestał istnieć.
Michael tak bardzo bał się zapomnienia po śmierci... Ale my wiemy, że to się nigdy nie stanie. Zamiast siorbać nosem nad jego zdjęciami, spójrzcie na nie, powiedzcie sobie w duchu, jakim cudownym człowiekiem był i co dla was zrobił, uśmiechnijcie się i idźcie dalej. Dobrze wiecie, że on nie chciałby, aby jego fani płakali z jego powodu. Taki był.

Smile, though your heart is aching,
Smile, even tough is breaking...

Wystarczy to, że nie zapomnimy. Łzy, które są spowodowane bolesnym wspomnieniem w niczym nie pomogą. Mogą was zdołować, zasmucić, pogorszyć wasze samopoczucie - po prostu dobić. Czy nie lepiej się uśmiechnąć? Nie sztucznie, to nie ma być wymuszony uśmiech, w którym skryte jest całe wasze cierpienie. Chcielibyśmy, ja i Mike, aby był to zwycięski uśmiech, wyznacznik nadziei i dobroci.

W świecie pełnym nienawiści ciągle musimy mieć nadzieję. W świecie pełnym zła, wciąż musimy być pełnym otuchy. W świecie pełnym rozpaczy, nadal musimy mieć odwagę, by marzyć. W świecie zanurzonym w nieufności, my ciągle musimy mieć siłę, by wierzyć.

Wszyscy wiemy, kto jest autorem tych słów... Więc proszę, zastosujmy się do nich. Pomimo przeciwności, unieść głowę do góry i iść do przodu. Tak? 
Może cały ten monolog jest bez sensu. Nie wiem, ale przelałam swoje wszystkie uczucia tutaj, teraz. Wszystko, co co roku tego dnia mi ciążyło na serduchu widzicie tam, u góry.
Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca. 

Like a comet, blazing 'cross the evening sky... Gone too soon...
Like a rainbow, faiding in the twinkling of an eye... Gone too soon...
Shiny and sparkly, and splendidly bright here one day... one one night...

Dziś śpiewamy to Tobie, Michael. Kochamy Cię. Od zawsze i na zawsze. ~♥


Mam okazję, to dopiszę coś jeszcze od siebie. Żeby nie było, ja tutaj jeszcze wrócę... Nie obiecuję, że z tym odpowiadaniem, ale wrócę. Okej? Okej. Wspomnę dodatkowo, że zaczęłam pisać całkiem inne story, które mało komu się spodoba (zaczynając od tego, że postacie są animowane - i to dosłownie) i za kilka miesięcy będzie publikowane na innym blogu. Ale shh. Tutaj Michael... Czekajcie na mnie. 
//nie ma mnie już cholernie długo, wiem, wiem, no ale dużo się u mnie ostatnio działo... miałam wrócić w wakacje, ale wiecie, jak to jest - chcę spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, jutro mam urodziny, dzisiaj jest rocznica, później jakieś spotkania w wakacje... nie chcę spędzić ich przed kompem. mam nadzieję, że zrozumiecie//