wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 11 + Życzenia Świąteczne

Moi kochani czytelnicy!
Jutro wigilia, kilka dni po niej sylwester i nowy rok.
Nie będę Wam tutaj wstawiać żadnych wierszyków, bo to bez sensu.
Chcę Wam po prostu życzyć wesołych, spokojnych świąt w rodzinnym gronie. 
Masy pięknych prezentów, dużo Michaela, dużo uśmiechu.
Szalonego sylwestra z całą masą piccolo, pozwalam Wam się nawet nim upić...
Oby rok 2015 był lepszy od 2014, nawet jeśli ten był dobry.
Także smacznego jajka, mokrego dyngusa i ładnej choinki.
Kocham Was i dziękuję za wszystko.
Malffu. ♥






Rozdział 11

Dylan nie miał czarnych, długich loczków na głowie, prawda?"

O nie. Boże, tylko nie to.
Nienawidziłam tej części świąt. Nigdy nie wiedziałam, jak mam zareagować otwierając prezent albo denerwowałam się tym, czy mój podoba się temu komuś, komu go daję. A jeszcze gorzej było wtedy, kiedy nie wiedziałam co mam kupić, jak to było w tym roku w przypadku Jacksona.
- No to może Diana zacznie - zaproponował Louis, chociaż i tak pewnie każdy uznał to za "Moja dziewczyna jest pierwsza, więc spadać, skrzaty".
- A dlaczego ona? - oburzyła się Sam. - Może ja chcę pierwsza?
Westchnęłam powątpiewająco i złapałam się za głowę. Jeśli się zagadają, to zastanie nas siódma rano.
- Masz problem. W tamtym roku ty otwierałaś pierwsza. - Diana rzuciła się na kolorowe pudełko z jej imieniem. Bez wahania rozerwała kolorowy papier w choinki i otworzyła wieczko. Z jej ust wydobył się tak głośny pisk, że aż dziwne było, że nie popękały przez nią te ogromne okna. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Rzuciła się na swojego chłopaka.
- No weź! Pochwal się! - Blondynka wbiła w nią jedno ze swoich spojrzeń. O ile się nie mylę, to numer 37 - mów, albo ci to zabiorę.  
Ciemnowłosa po chwili odskoczyła od Louisa i z uśmiechem pokazała zawartość kartonu. Znajdowała się tam ładna sukienka koloru ciemnofioletowego, na oko sięgająca do ponad połowy uda. Nie wnikałam w to, jaka była droga - ona lubiła nosić takie ciuchy. Zakładała jeszcze na siebie masę błyskotek i mega wysokie buty, takie jakie miała teraz.
Podziwianie jej pięknego prezentu przerwała Sam:
- To teraz kolej na mnie!

~*~

Przyszedł czas na ostatni prezent dla mnie. Dostałam już strój kąpielowy (nie trzeba być geniuszem, żeby domyśleć się od kogo...), spodnie, bluzę i płytę The Beatles. Czego mogę się spodziewać po Jacksonie? On lubi zwierzęta, a pudełko jest średniej wielkości. Może kupił mi jadowitego pająka, zmutowane osy albo węża? Lub śmierdzące perfumy?
- No dalej, Hope. - Michael podał mi pudełko owinięte w papier w nutki. Przyłożyłam je do ucha i potrząsnęłam. Nie wydawało żadnych nieodpowiednich dźwięków - ani nie bzyczało, ani nie syczało. Nie śmierdziało, więc zdawało mi się przez chwilę, że to nic szkodliwego. - Chyba się nie boisz?
- Ja? - prychnęłam. - Niby czego?
Delikatnym ruchem oderwałam papier, starając się go zbytnio nie niszczyć. Moim oczom ukazało się fioletowe wieczko. Niepewnie je podniosłam i zobaczyłam coś, czego spodziewałam się najmniej.
Był to nieszkodliwy, uśmiechnięty misio z kokardką na szyi. Oczami były dwa okrągłe, czarne jak noc koraliki. Cały był ogólnie taki przytulaśny i mięciutki, mogłabym nawet powiedzieć, że jego futerko było jak prawdziwe.
- Podoba c się? - zapytał. - Pomyślisz pewnie, że jestem jakiś dziwny bo daję dwudziestolatce pluszaka, ale nie wiedziałem czym się interesujesz, nie miałem pojęcia co ci kupić i...
- Jest bardzo ładny - przerwałam mu. Byłam strasznie zdziwiona, ale ucieszyłam się. Bałam się o mój prezent dla niego a widząc to, co on mi dał, od razu mi ulżyło. - To teraz ty może otworzysz prezent ode mnie.
Uśmiechnął się delikatnie i wziął pakunek do rąk. Był mniej więcej takiej samej wielkości jak jego dla mnie. Zrobił to samo co ja - czyli potrząsnął nim i dopiero wtedy otworzył. Gdy zobaczył co jest w środku, ucieszył się jak dziecko - śmiał się i wyglądał tak, jakby nie mógł uwierzyć w to, że to ma. Nie wiedziałam, czy jest takim dobrym aktorem czy robi to serio.
- Boże, dziękuję! - krzyknął. - Skąd to wytrzasnęłaś? Przecież to komiksy ze Sknerusem McKwaczem i gra video z limitowanej kolekcji! Wszędzie tego szukałem i nie mogłem znaleźć... Musiałaś się nieźle naszukać, aż mi wstyd, że ode mnie dostałaś tylko to...
Przez niecałą minutę w której to powiedział, dowiedziałam się więcej o tym prezencie niż kiedykolwiek wcześniej. Mam być szczera? Pani Parker mi to skądś wytrzasnęła, nie mam pojęcia skąd wiedziała o tym wszystkim.
- Nieźle się dobraliście - skomentował Dylan. - On dziecko, ty dziecko.
Wszyscy się roześmiali. Ja byłam zapatrzona w Michaela, niezwracającego uwagi na komentarze przyjaciół. Po prostu cieszył się tym, co dostał. Identyczne podejście miała kiedyś moja mała kuzynka, Susie - pięciolatka.
- Myszko! - Dylan pstryknął mi palcami przed twarzą. - Żyjesz?
- Mm?
- Co ty się tak jakoś... - Kiwnął głową w stronę zafascynowanego Michaela.
No tak, nie wyglądałam za dobrze, zwłaszcza, że wgapiałam się właśnie w tego osobnika, w którego nie powinnam.
Przechylałam głowę w jedną stronę z lekko przymkniętymi oczami i rozchylonymi ustami. Całe szczęście tego nie zauważył, bo mógł sobie coś pomyśleć...
- Ja się na niego nie patrzyłam - skłamałam. - Zagapiłam się na kwiatka stojącego za nim.
- Okej - odparł Dylan jakby nigdy nic i objął mnie ramieniem.

- Idziemy już spać? - Ziewnęłam. - Jest już grubo po drugiej - dodałam.
- Jesteś już zmęczona? - Dylan pogłaskał mnie po ramieniu. - Kochanie, dobrze się czujesz? Nie napiłaś się dzisiaj nic a nic, dodatkowo idziesz spać wcześniej niż zwykle. - Skarciłam go wzrokiem. - No dobra przepraszam. Nie czekaj na mnie, ja przyjdę później.
- Dzięki. - Wstałam i spojrzałam na przysypiającą Dianę. Louis szturchnął ją lekko. - Idziesz już spać?
- Co? A, tak. Dobranoc. - I walnęła się jeszcze raz na ramię blondyna.
- Zaniosę ją później do pokoju Samanthy, nie przejmuj się - powiedział do mnie jej chłopak i się uśmiechnął. Pokiwałam głową i bez zastanowienia ruszyłam po schodach do góry.
Nie kąpałam się ani nie brałam prysznica - nie miałam już na to siły. Po prostu przebrałam się w piżamę, czym na dzień dzisiejszy była koszula Dylana i czysta bielizna. Prawdę mówiąc, nie miałam konkretnego stroju do spania. Raz spałam w normalnej koszulce, drugi w bieliźnie, trzeci w bluzie a czwarty w podkoszulce. Nie lubię spać w piżamach.
Zaplotłam włosy w bardzo luźnego warkocza i zmyłam makijaż. Wyszłam z łazienki, zamykając drzwi biodrem i skierowałam się do pokoju Julie - siostry Samanthy. Zapaliłam światło i się przeraziłam.
Wszędzie był różowy. Pościel na dużym, dwuosobowym łóżku, ściany, zasłony, szafy. Wszystko.
Boże. Ta dziewczyna ma przecież czternaście lat.
Pokręciłam głową i walnęłam swoją torbę na dywan. Zgasiłam światło, zamknęłam za sobą drzwi i bez zastanowienia wgramoliłam się pod ohydną kołdrę. Przeanalizowałam jeszcze raz dzisiejszy wieczór. Zaczęłam przysypiać, aż nie zobaczyłam delikatnej smugi światła dochodzącej od strony wejścia. Dylan, pomyślałam. Nie zapalił światła, a ja nie miałam już siły się odwracać, więc na podstawie dźwięków stwierdziłam, że zmienił koszulkę i zdjął spodnie. Po upływie kilku sekund poczułam, jak materac po drugiej stronie się wgniata i po kilku skrzypnięciach łóżka pokój wypełniła idealna cisza. Położył jeszcze dłoń na mojej talii i westchnął głęboko.
Dało się od niego wyczuć silną woń perfum. Były to inne niż zazwyczaj używał, ale pachniały pięknie. Pewnie podkradł tacie. Często tak robił, zwłaszcza, gdy była jakaś specjalna okazja.
Powoli przenosiłam się do krainy snów. Moje powieki stały się ciężkie, nie pamiętałam już nic potem.

~*~

Obudziło mnie silne kłucie w żebro. Niechętnie otworzyłam oczy. Ukazała mi się bladoróżowa ściana, więc zjechałam trochę niżej i zobaczyłam fioletowy zeszycik z ogromnym, zielonym napisem „PAMIĘTNIK JULIE”. Postanowiłam, że nie będę wnikała i odłożyłam go na szafkę nocną. Kolejną ważną rzeczą było sprawdzenie godziny - niewyróżniający się kolorem zegar w motylki wskazywał godzinę siódmą trzydzieści siedem.
Jeszcze mogę pospać co najmniej cztery godziny.
Odwróciłam się na drugi bok, bo było mi niewygodnie. Zobaczyłam coś, co mnie zszokowało.
O cholera.
Dylan nie miał czarnych, długich loczków na głowie, prawda? Ani ciemnej skóry? I... wcale nie ssał kciuka przez sen.. Taak.
Ale to teraz najmniej istotne.
Boże Święty, jakim prawem?! Dlaczego ten wybryk matki natury leży ze mną w jednym łóżku? Dlaczego leżał przez całą noc? I przytulał mnie jedną ręką?! Czy on był tego w ogóle świadomy?
Nie?
To zaraz będzie.
Zamachnęłam się poduszką i z całej pety w niego przywaliłam.
- Co jest? - Od razu otworzył oczy. - Kochanie, co... Hope?
- Ja ci dam kochanie! - krzyknęłam szeptem. - Dlaczego spałeś ze mną a nie z Sam?
- Myślałem, że ona to ty... Mówiła mi, że śpimy dzisiaj tutaj, bo ty z Dylanem będziecie w jej pokoju. A Diana z Louisem w pokoju jej rodziców. W czym problem? Chyba się nie przesłyszałem? - Spuścił głowę i wsunął się głębiej pod kołdrę.
To jest facet?
- Cholera. - Rozwiązałam włosy. - Przez ciebie już nie zasnę. Idę się wykąpać. Będziesz jeszcze spał?
- Nie - odparł. - Wezmę prysznic po tobie.
- Okay. - Wstałam, po czym znowu usiadłam szybko zakrywając się kołdrą. - Michael...
- Słucham?
- Mógłbyś się... No wiesz. Odwrócić?
- Czemu?
- Nie możesz po prostu? - warknęłam. - Nie mam na sobie spodni. A teraz twarz w poduchę. Szybciej, człowieku... ja chcę stąd dzisiaj wyjść.
Odcień jego policzków nabrał intensywnego, czerwonego koloru. Szybko ukrył głowę pod kołdrą i mogłam bez problemu wstać, chwycić moją torbę i pobiec do łazienki.
Nie czekając na nic więcej, dźwignęłam się i wykonałam dwie pierwsze czynności.
- Tylko nie podglądaj, bo wydrapię ci oczy - mruknęłam spokojnie. - Co się na tym świecie porobiło, żebym musiała spać z nim w jednym pomieszczeniu... a co dopiero łóżku.
I zostawiłam go, osamotnionego, w pokoju dla różowych, zmutowanych dziewczynek.
To było niewyobrażalne. Okropne. Obleśne. 
Z grymasem na twarzy zapaliłam światło i zamknęłam za sobą ciemnobrązowe drzwi. Zrzuciłam z siebie ciuchy i rozsunęłam ściany prysznicowe, po czym do niego weszłam. Z racji, że jestem leniem i wczoraj mi się nie chciało kąpać to teraz musiałam myć głowę. Nie dość, że włosy dalej były posklejane przez lakier i miały w sobie resztki cytryny, którą na wpół trzeźwa, pół pijana Diana wcisnęła mi we włosy, poplątały mi się przez noc.
Cudownie.
Kiedy skończyłam swoją krótką, ale bardzo relaksującą kąpiel, wyszłam na szary, mięciutki dywanik. Owinęłam się ręcznikiem a włosy zaczęłam suszyć kolejnym, po czym zostawiłam sobie na głowie turban. Założyłam czystą bieliznę, czarne leginsy i białą koszulkę z krótkim rękawkiem. Wyszłam z pomieszczenia i przechodząc obok pokoju Julie, puknęłam w drzwi.
- Wolne.
Zdreptałam po schodach do salonu. Spojrzałam na zegarek - godzina ósma trzydzieści. Na pewno nie wstaną przez kolejne cztery godziny. Zapewne siedzieli do piątej rano, więc co się dziwić? Ale są też tego plusy. Nie musiałam czekać na wolną łazienkę, tylko jak vip skorzystałam z niej pierwsza.
- No, to ładnie - mruknęłam do siebie widząc... to. 
Pokój był nieposprzątany. Dwie zbite bombki leżały pod choinką, kawałek ciasta pod stołem i chipsy walały się dosłownie wszędzie. Zgarnęłam więc resztki jedzenia z kanapy i rzuciłam je na podłogę. Szarpnęłam koc z sąsiedniego fotela i opatuliłam się nim. Był strasznie ciepły. Chwyciłam pilota ze stołu i włączyłam telewizor.
Zderzenie samochodowe, zaginiony dziadek, uratowanie kotka przez pięciolatka, urodziny jakiejś tam aktorki.
Czyli to, co zwykle.
I zapewne kolejna informacja też by mnie nie ruszyła, gdyby nie to, że z panem o którym mówili dzisiaj spałam.
- Wołałaś mnie? - Do pokoju wszedł Michael. Z jego dwóch, odstających loczków jeszcze kapała woda, wprost na niebieską koszulę.
- Coooo? - jęknęłam, zapatrzona w niego. 
Ja o tym nie pomyślałam. Niee.
- Ja nie, ale oni chyba tak - dodałam szybko i wskazałam pilotem na telewizor. Widząc wielkie imię „MICHAEL” bez wahania usiadł obok mnie i wlepił wzrok ekran.
- „Chyba każdy z nas wie kim jest Michael Jackson” - zaczęła prezenterka wiadomości. - „Od najmłodszych lat występuje na scenie, dwa lata temu ukazał się jego pierwszy solowy album, „Off the wall”. Czy jest to typ samotnika? Nie, po prostu świetnie ukrywał przed nami swoją dziewczynę! Wreszcie nadszedł temu kres. Udało się nam go ostatnio przyłapać na randce. Trzymali się za ręce i siedzieli na plaży, w nocy. Romantycznie! Niestety nic więcej nie wiemy, zdjęcia, które teraz widzicie nie są zbyt wyraźne. Widzimy tylko tyle, że to sam Jackson i nieznajoma. Jak długo będą razem? Czy jego wybranka wytrzyma presję bycia dziewczyną supergwiazdy? Na pewno już niedługo się tego dowiemy. A teraz zapraszamy na prezentację nowej płyty...”.
Wyłączyłam telewizor. Zdjęcia faktycznie były słabej jakości, ale dało się go rozpoznać. Ja poznałam również Sam, ale inni mieliby z tym trudność, bo włosy spięła w koka i ciężko było określić ich prawdziwy kolor. Sylwetka też była bardzo podobna - bez dwóch zdań to była ona.
- Nienawidzę mediów - powiedział w końcu Michael. - Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę. Oni nie wiedzą, jak to jest bo mają normalne życie. Nikt się im w nie nie wtrąca, mogą wychodzić kiedy, gdzie i z kim chcą bez żadnych obaw, że „ktoś ich zobaczy”.
- Byłeś tego świadomy, kiedy zacząłeś dążyć do sławy?
- Byłem - odpowiedział.
- To dlaczego to zrobiłeś? Nie wolałeś żyć normalnie?
- To po części nie zależało ode mnie. Ale pewnie gdyby ten ktoś mnie do tego... - Zawiesił się. - Gdyby ktoś mi w tym nie pomógł, to pewnie po jakimś czasie sam zacząłbym kształcić się w kierunku muzyki. Zawsze była moją pierwszą miłością. Przychodziłem na próby braci i słuchałem tego, jak grają i śpiewają, ogromnie mi się to podobało! A kiedy ja dołączyłem do zespołu... To było coś magicznego. - Uśmiechnął się. - Muzyka to coś, dzięki czemu mogę porozumieć się z ludźmi, których na dobrą sprawę nie znam. Słuchają moich utworów na drugim końcu świata. Poprzez teksty piosenek przekazuję to, co myślę a ludzie starają się to zrozumieć. Weźmy sobie taki przykład - od lat zanieczyszczamy i niszczymy naszą planetę. Pisząc o tym piosenki część ludzi przejrzy na oczy i w końcu zrozumie, o co tu tak naprawdę chodzi.
Patrzyłam na niego z otwartymi szeroko oczami.
Skąd w takim człowieku tyle siły i pozytywnej energii?
- I myślisz, że ludzie odbiorą je w taki sposób, w jaki byś chciał?
- Nie wiem - odpowiedział. - Ale mam taką nadzieję. - Spojrzał na mnie i jego kąciki ust, ledwo widocznie uniosły się ku górze. Odwzajemniłam uśmiech, po czym wbiłam wzrok w podłogę. Nie miałam pojęcia, co miałam mu odpowiedzieć. Super? Nie wypadało. Lepiej było po prostu milczeć.
To ten...
- Może zrobimy jakieś śniadanie? - Tak. Milczeć. Fajnie Michael, że też ci o to chodziło... - Jak wstaną to pewnie będą głodni.
- Jasne - mruknęłam tylko i podniosłam się z kanapy.
Poszliśmy razem do kuchni. Panował w niej jako-taki porządek, chociaż w porównaniu do tego, co się wczoraj stało to w podłodze można było się przejrzeć. Zajrzałam do lodówki - pusto. W szafkach też nic specjalnie się nie wyróżniało.
Westchnęłam i opadłam na niewygodne, drewniane krzesło.
- I co teraz zrobimy? Nigdzie nie ma czegoś, co można by zjeść. Chyba, że liczą się chipsy z podłogi.
- Nie sądzę, żeby im to zasmakowało - odpowiedział. - Jak tam twoja ręka?
- W porządku. - Wyjrzałam przez okno. - Która godzina?
- Wpół do dziesiątej - odparł spoglądając na zegarek. - Śpieszy ci się gdzieś?
- A żebyś wiedział - bąknęłam. - Muszę się zbierać. - Wstałam i podeszłam do schodów. Miałam zamiar stawiać swoją zacną stopę na pierwszym stopniu, ale jak widać Jackson ma w nawyku przerywanie różnych rzeczy.
- I mnie tu tak z tym zostawisz?
- No pewnie. - Uśmiechnęłam się głupio i po kilku sekundach byłam już w pokoju Julie. Zapakowałam wszystkie swoje rzeczy byle jak do obszernej torby i zarzuciłam ją na ramie. Wyszłam z pomieszczenia, cicho zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach. Michael coś pisał w kuchni na kartce, postanowiłam mu nie przeszkadzać i przeniosłam się do przedpokoju. Na nogi założyłam czarne, skórzane kozaki a na plecy zarzuciłam taką samą kurtkę.
- Gdzie idziesz?
Obok mnie pojawił się Michael i oparł się o białą ścianę.
- Gdzieś - ucięłam. - Jakby Dylan pytał, to powiedz mu żeby na mnie nie czekał. - Skierowałam się w stronę drzwi.
- Co mam mu powiedzieć, jak spyta się gdzie jesteś? - Zagrodził mi drogę. - Będzie mnie o to męczył.
- Nie będzie - odpowiedziałam. - A ty nie bądź taki ciekawski.
- Nie jestem ciekawski!
- Nie, wcale. - Westchnęłam. - A teraz mnie przepuść.
- Czemu? - Uśmiechnął się.
- Daj mi wreszcie wyjść! Spóźnię się na autobus!
- To poczekaj na Dylana, on cię odwiezie.
- Dlaczego wszyscy uważają cię za takiego idealnego? - mruknęłam do siebie pod nosem. - Boże, daj mi siły.
- Do mnie? Ja jestem bardzo łatwy.
- Właśnie widać. A teraz serio, Jackson, wypuść mnie, bo...
- Bo co?
- ...nawet jeśli tego nie widać, nie zawaham się żeby ci przywalić. A ty chyba nie chcesz oszpecić swojej ślicznej buźki.
- Uważasz, że moja buźka jest śliczna?
- Zaraz ci coś złamię! - krzyknęłam. - Wypuść mnie kretynie!
- Co tu się dzieje? - Na schodach pojawiła się zaspana Diana. - Hope, czemu się tak wydzierasz? Ja tu próbuję spać... Ał - syknęła i złapała się za głowę. - Wcale mi nie pomagasz, cholera, za dużo wczoraj wypiłam. Ale wracając - co się dzieje?
- Nic. - Skorzystałam z okazji i popchnęłam zdezorientowanego Michaela na ścianę. Wyminęłam go i wyszłam pospiesznym krokiem z domu. Całe szczęście przystanek był po drugiej stronie ulicy.
- No nie - szepnęłam do siebie widząc odjeżdżający już autobus. - Nie! Jeszcze ja! Niech pan zaczeka!
Jak miło, że mnie usłyszał.
- Jackson, jesteś martwy. - Mój głos był na granicy załamania. Chciałam się rozpłakać, ale najpierw nakopać mu do tyłka.
Rozejrzałam się bezradnie dookoła. Ponieważ następnego autobusu nie miałam - bo w święta ich zbyt wiele nie jeździ - postanowiłam nie marnowac czasu i wyruszyć w podróż do mojego domu. Na szczęście miałam jeszcze słuchawki. Tylko gdzie one...
Nie. No błagam, ludzie! Czy nade mną ciąży jakaś klątwa?
Pewnie wypadły mi z kieszeni, kiedy wydzierałam się i wymachiwałam rękami przez Michaela. I jest jeszcze jedna opcja - on to sobie zaplanował i mi je potajemnie wykradł.
Yep. To drugie jest o wiele bardziej prawdopodobne.
- Zgnijesz za to w piekle. - Przeszłam na drugą stronę ulicy. Nie mijałam po drodze żadnych ludzi. Czemu się dziwić? W końcu dzisiaj wigilia. Tak się cieszę, że mam ochotę skoczyć z mostu.

Po drodze wstąpiłam jeszcze do domu pani Lucy.
Był niewielki, trzypokojowy z kuchnią, łazienką i małym ogródkiem. Mimo to uwielbiałam w nim przebywać, Pani Parker zawsze częstowała mnie swoimi ciasteczkami i herbatą. Panowała w nim przytulna atmosfera, jeszcze przy kominku, było po prostu niesamowicie. I nie ukrywam, że kilka razy uciekając z domu zostawałam u niej na noc. Jakoś nie miała nic przeciwko temu, bo słysząc opowieści o mojej matce, Tomie i Gabrielle sama ich znielubiła.
- Dzień dobry - przywitałam się. - Ma pani chwilę?
- Oczywiście, kochanie. - Uśmiechnęła się promiennie i gestem zaprosiła do środka. Tradycyjnie, kominek był rozpalony a jej kot, Pędzel się przed nim grzał. Czemu takie imię? Kiedy przyprowadziła go do domu zanurzył przypadkiem ogon w farbie i cała ściana z koloru pomarańczowego zmieniła się na niebieski. - Napijesz się czegoś?
- Nie, bardzo dziękuję. - Odwzajemniłam jej uśmiech. - Ale mam dla pani mały prezent.
- Och, dziecko, nie żartuj nawet. Ja nic nie chcę.
- Ale ja chcę to pani dać, w końcu dzisiaj są święta. - Zaczęłam grzebać w torbie. - I nie przyjmuję odmowy! - Wyciągnęłam małe zawiniątko. - Proszę.
Popatrzyła na mnie wzrokiem mówiącym „zabiję cię kiedyś”, ale nie tak, jak ja patrzę na Michaela. To był wzrok przepełniony radością i wzruszeniem.
- No dobrze... - Oderwała kawałek ozdobnego papieru. Oczy jej się zaświeciły, kiedy ujrzała co jest w środku. - Skąd żeś do wytrzasnęła? No przecież ja szukałam tego od ponad dwóch lat i nigdzie nie znalazłam!
To była zwykła, najzwyklejsza płyta DVD. Pani Parker zawsze uwielbiała musicale i miała ich w domu całą kolekcję, ale „Greace” z siedemdziesiątego ósmego - jak sama mówiła - się nie doszukała.
Jej reakcja od razu skojarzyła mi się z Michaelem. Obydwoje cieszyli się takimi drobiazgami, jakby były największym skarbem świata.
- Tajemnica. - Kąciki moich ust powędrowały ku górze. - Cieszę się, że się podoba.
- Podoba, i to jak! - Cały czas w oczach miała iskierki. - Ale nie myśl, że o tobie zapomniałam. Też coś mam!
- To może ja już pójdę...
- Nie, słoneczko. Zostaniesz dopóki tego ode mnie nie weźmiesz! - No patrzcie. Prawie tak uparta jak ja. - Może opakowanie nie jest jakieś super, ale myślę, że zawartość ci się spodoba.
Faktycznie, szary papier może nie zachęcał do sprawdzenia zawartości, jednak jak to mówią - „nie oceniaj książki po okładce”. I to określenie okazało się tu trafne, a nawet bardzo bo prezentem okazała się książka. I to nie byle jaka! Jedna z niewielu której nie mam, zajmująca się parapsychologią.
- Boże, dziękuję! - Rzuciłam się starszej pani na szyję. - Mówiłam już, że panią kocham? Jak mam się odwdzięczyć?
Chyba nie muszę mówić, że - o dziwo - moja własna reakcja również mi się z kimś kojarzyła?
- Mam tylko jedną prośbę - powiedziała przez śmiech. - Nie mów na mnie pani, dobrze? Czuję się wtedy jeszcze starsza niż jestem.
- To w takim razie co mam do... jak mam na panią... znaczy - zaplątałam się. - Co mam mówić?
- Lucy. - Uniosła kąciki ust do góry.
- No dobrze. - Spojrzałam na nią. - Do zobaczenia... Lucy.
Uściskałam ją i wyszłam na dwór. Przedarłam się wyłożony cienką warstwą śniegu ogródek i z uśmiechem przeszłam resztę drogi do domu.  

*Tak, wiem, że Michael był Świadkiem Jehowy. Kiedyś. Ale ten. No. Dziękuję.
~~~~~
We wish you a merry christmas... We wish you a merry christmas...
We wish you a merry christmas and a happy new year!
Choć rok 2014 był dla mnie rokiem najgorszym dotychczas, to święta zapowiadają się najlepsze.
Naprawdę.
Mam nadzieję, że u Was i rok był najlepszy, i wigilia taka będzie.
Zapowiadam Wam, że rozdział taki długi dlatego, że nie będziemy się teraz widzieć przed długi, dłuugi czas.
Są to dwa rozdziały połączone w jeden. Mam nadzieję, że momenty z Mike'im (awww, uroczo ♥♥♥) się podobają.
Jestem tak przepełniona miłością, że aż nią rzygam!!!! <3
Tak to jest być kobietą, panowie. Jeszcze kilka dni temu miałam depresję.
I jaki z tego wniosek? Wystarczy wolne mi zrobić na prawie 3 tygodnie.
Żegnam się z Wami, moi drodzy.
Jeszcze raz - Wesołych Świąt!
Dużo Michaela!
Kocham Was!

Malffu. ♥






5 komentarzy:

  1. Hej rozdział cudowny i dzięki za życzenia, tobie też Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku:) Naprawdę ten rozdział wyszedł Ci cudnie, pokochałam go, ah i ta reakcja Michaela na prezent po prostu to był cudowny prezent na święta, dla miłośniczek tego bloga. Więc dziękuje Ci, życzę dużo, dużo weny na nowy 2015 rok! I czekam na kolejną.
    Pozdrawiam. Katie Hope

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział dłuższy niż dotychczasowe, ale to dobrze. Coraz bardziej się rozkręca akcja. A Michael też nie wie czego chce jest z jedną a startuje do Hope, w zasadzie gra na dwa fronty.

    "- Może zrobimy jakieś śniadanie? - Tak. Milczeć. Fajnie Michael, że też ci o to chodziło... - Jak wstaną to pewnie będą głodni." - tego dialogu nie bardzo rozumiem, czy aby na pewno tak miało być?

    "znielubiła." tyle lat już żyję na tym świecie, a pierwszy raz słysze taka formę, widocznie jestem zacofana ;)


    Czekam na dalszy ciąg.

    P.S. Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale mylisz się - Malffu dobrze napisała i jedno, i drugie. Istnieje forma "znielubić" (http://sjp.pl/znielubi%E6), a co do dialogu - proszę się wczytać i uwzględnić kontekst.

      Pozdrawiam.





      A ty, Malffususie, czekaj na komentarz. Będzie wkrótce. C:
      I tak, możesz się bać.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Malffużono, zgadnij, kogo blogger i chrome albo wywala, albo wyłącza mu Jacksona w słuchawkach?
    Podpowiedź: to ta sama osoba, która ustawiła sobie Mike'a na budzik (robię postępy, wiem ^^)

    W ogóle ostatnio się tak zastanawiałam - kiedy my się poznałyśmy? Ile to już czasu?
    Oczywiście postanowiłam to sprawdzić. I popatrz, jak szybko te 4 miesiące od twojego prologu zleciały. :')

    "Do you remember the time, when we first met, girl? You remember the time?..."
    .
    .
    .
    Nie, ćśśśś. Ja Cię mam ochrzaniać, a nie rememberować. Taka była w końcu umowa, nie?

    So.

    "- No weź! Pochwal się! - Blondynka wbiła w nią jedno ze swoich spojrzeń. O ile się nie mylę, to numer 37 - mów, albo ci to zabiorę. " *Jajew patrzy spojrzeniem 37 w kontekście nowego rozdziału*

    Dobra. Póki co trzymasz się nieźle, bo, kurczę, nie mam za co Cię ochrzanić. NO CO TO MA BYĆ? DLACZEGO SKNERUS MAKKWACZ A NIE COŚ, ZA CO MOGŁABYŚ OBERWAĆ? :'(
    Torturujesz mnie, Malffu.

    W ogóle to HELOU, nie ma jeszcze nazw paringów u Ciebie. .__. Czemu jestem taka zacofana i nie zrobilam tego wcześniej?

    Anyway. Jest okazja, to nie przegapię.
    Hope. Michael OR Michael. Hope.
    Hm...
    Hopel? Hopael? Hochael? Michope? Mipe? Miope? Michape? Mope? Hike (Hope + Mike)?
    Hmmm...
    O! Albo JJ (Jackson & Johnson)!
    Kurczę, za dużo możliwości...
    Muszę to przemyśleć.

    "Czy jest to typ samotnika? Nie, po prostu świetnie ukrywał przed nami swoją dziewczynę!" No i wszyscy już o nas wiedzą. :C dzięki Malffużono.

    Hope, czemu uciekasz przed przeznaczeniem, łajzo jedna?! I tak wszyscy wiemy, że kochasz em dżej.
    Miejmy nadzieję, że odpokutujesz to.

    Jak?

    MALFFU, PAMIĘTASZ O TYM PODPALENIU WŁOSÓW, NIE?

    Nie wiem kto to Lucy, ale już ją lubię. "Popatrzyła na mnie wzrokiem mówiącym „zabiję cię kiedyś”[...]." PJONA, LUCY. (y)

    Także ten, no.
    No ten...
    Wybacz, że nie wypełniłam całkowicie naszej umowy. Jak nie zawalisz, to następnym razem będzie lepiej. TYLKO DAJ MI DO TEGO POWÓD, OK? :')

    Szori za bezsensowność tego komentarza. Piszę go już trochę czasu, więc nie ukrywam, że może być momentami dziwny. Nie gniewaj się.

    To do następnego, tak? Tak.
    Weny, dużo dużo weny życzę. Napisz ten rozdział 14, bo czekam, słonko. Na podpalenie włosów.

    Trzymaj się!
    Yeaew aka Jajew, która myśli nad zmianą pseudonimu
    z R5ff.

    PS. LBA CZEKA. WSZYSTKO ZNAJDZIESZ U MNIE W ZAKŁADCE (:

    xoxo

    OdpowiedzUsuń