Moi kochani czytelnicy!
Jutro wigilia, kilka dni po niej sylwester i nowy rok.
Nie będę Wam tutaj wstawiać żadnych wierszyków, bo to bez sensu.
Chcę Wam po prostu życzyć wesołych, spokojnych świąt w rodzinnym gronie.
Masy pięknych prezentów, dużo Michaela, dużo uśmiechu.
Szalonego sylwestra z całą masą piccolo, pozwalam Wam się nawet nim upić...
Szalonego sylwestra z całą masą piccolo, pozwalam Wam się nawet nim upić...
Oby rok 2015 był lepszy od 2014, nawet jeśli ten był dobry.
Także smacznego jajka, mokrego dyngusa i ładnej choinki.
Kocham Was i dziękuję za wszystko.
Malffu. ♥
Rozdział 11
„Dylan nie miał czarnych, długich loczków na głowie, prawda?"
O nie. Boże, tylko
nie to.
Nienawidziłam tej
części świąt. Nigdy nie wiedziałam, jak mam zareagować
otwierając prezent albo denerwowałam się tym, czy mój
podoba się temu komuś, komu go daję. A jeszcze gorzej było wtedy,
kiedy nie wiedziałam co mam kupić, jak to było w tym roku w
przypadku Jacksona.
- No to może Diana
zacznie - zaproponował Louis, chociaż i tak pewnie każdy uznał to
za "Moja dziewczyna jest pierwsza, więc spadać, skrzaty".
- A dlaczego ona? -
oburzyła się Sam. - Może ja chcę pierwsza?
Westchnęłam
powątpiewająco i złapałam się za głowę. Jeśli się zagadają,
to zastanie nas siódma rano.
- Masz problem. W
tamtym roku ty otwierałaś pierwsza. - Diana rzuciła się na
kolorowe pudełko z jej imieniem. Bez wahania rozerwała kolorowy
papier w choinki i otworzyła wieczko. Z jej ust wydobył się tak
głośny pisk, że aż dziwne było, że nie popękały przez nią te
ogromne okna. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Rzuciła się
na swojego chłopaka.
- No weź! Pochwal
się! - Blondynka wbiła w nią jedno ze swoich spojrzeń. O ile się nie mylę, to numer 37 - mów, albo ci to zabiorę.
Ciemnowłosa po
chwili odskoczyła od Louisa i z uśmiechem pokazała zawartość
kartonu. Znajdowała się tam ładna sukienka koloru
ciemnofioletowego, na oko sięgająca do ponad połowy uda. Nie
wnikałam w to, jaka była droga - ona lubiła nosić takie ciuchy.
Zakładała jeszcze na siebie masę błyskotek i mega wysokie buty,
takie jakie miała teraz.
Podziwianie jej
pięknego prezentu przerwała Sam:
- To teraz kolej na
mnie!
~*~
Przyszedł
czas na ostatni prezent dla mnie. Dostałam
już strój kąpielowy (nie trzeba być geniuszem, żeby
domyśleć się od kogo...), spodnie, bluzę i płytę The
Beatles. Czego mogę się
spodziewać po Jacksonie? On lubi zwierzęta, a pudełko jest
średniej wielkości. Może kupił mi jadowitego pająka, zmutowane
osy albo węża? Lub śmierdzące perfumy?
- No dalej, Hope. - Michael podał mi pudełko owinięte w papier w
nutki. Przyłożyłam je do ucha i potrząsnęłam. Nie wydawało
żadnych nieodpowiednich dźwięków - ani nie bzyczało, ani
nie syczało. Nie śmierdziało, więc zdawało mi się przez chwilę,
że to nic szkodliwego. - Chyba się nie boisz?
- Ja? - prychnęłam. - Niby czego?
Delikatnym ruchem oderwałam papier, starając się go zbytnio nie
niszczyć. Moim oczom ukazało się fioletowe wieczko. Niepewnie je
podniosłam i zobaczyłam coś, czego spodziewałam się najmniej.
Był to nieszkodliwy, uśmiechnięty misio z kokardką na szyi.
Oczami były dwa okrągłe, czarne jak noc koraliki. Cały był
ogólnie taki przytulaśny i mięciutki, mogłabym nawet
powiedzieć, że jego futerko było jak prawdziwe.
- Podoba c się? - zapytał. - Pomyślisz pewnie, że jestem jakiś
dziwny bo daję dwudziestolatce pluszaka, ale nie wiedziałem czym
się interesujesz, nie miałem pojęcia co ci kupić i...
- Jest bardzo ładny - przerwałam mu. Byłam strasznie zdziwiona,
ale ucieszyłam się. Bałam się o mój prezent dla niego a
widząc to, co on mi dał, od razu mi ulżyło. - To teraz ty może
otworzysz prezent ode mnie.
Uśmiechnął się delikatnie i wziął pakunek do rąk. Był mniej
więcej takiej samej wielkości jak jego dla mnie. Zrobił to samo co
ja - czyli potrząsnął nim i dopiero wtedy otworzył. Gdy zobaczył
co jest w środku, ucieszył się jak dziecko - śmiał się i
wyglądał tak, jakby nie mógł uwierzyć w to, że to ma. Nie
wiedziałam, czy jest takim dobrym aktorem czy robi to serio.
- Boże, dziękuję! - krzyknął. - Skąd to wytrzasnęłaś?
Przecież to komiksy ze Sknerusem McKwaczem i gra video z limitowanej
kolekcji! Wszędzie tego szukałem i nie mogłem znaleźć...
Musiałaś się nieźle naszukać, aż mi wstyd, że ode mnie dostałaś
tylko to...
Przez niecałą minutę w której to powiedział, dowiedziałam
się więcej o tym prezencie niż kiedykolwiek wcześniej. Mam być
szczera? Pani Parker mi to skądś wytrzasnęła, nie mam pojęcia
skąd wiedziała o tym wszystkim.
- Nieźle się dobraliście - skomentował Dylan. - On dziecko, ty
dziecko.
Wszyscy się roześmiali. Ja byłam zapatrzona w Michaela,
niezwracającego uwagi na komentarze przyjaciół. Po prostu
cieszył się tym, co dostał. Identyczne podejście miała kiedyś
moja mała kuzynka, Susie - pięciolatka.
- Myszko! - Dylan pstryknął mi palcami przed twarzą. - Żyjesz?
- Mm?
- Co ty się tak jakoś... - Kiwnął głową w stronę
zafascynowanego Michaela.
No tak, nie wyglądałam za dobrze, zwłaszcza, że wgapiałam się
właśnie w tego osobnika, w którego nie powinnam.
Przechylałam głowę w jedną stronę z lekko przymkniętymi oczami i rozchylonymi ustami. Całe szczęście tego nie zauważył,
bo mógł sobie coś pomyśleć...
- Ja się na niego nie patrzyłam - skłamałam. - Zagapiłam się na
kwiatka stojącego za nim.
- Okej - odparł Dylan jakby nigdy nic i objął mnie ramieniem.
- Idziemy już spać? - Ziewnęłam. - Jest już grubo po drugiej -
dodałam.
- Jesteś już zmęczona? - Dylan pogłaskał mnie po ramieniu. -
Kochanie, dobrze się czujesz? Nie napiłaś się dzisiaj nic a nic,
dodatkowo idziesz spać wcześniej niż zwykle. - Skarciłam go
wzrokiem. - No dobra przepraszam. Nie czekaj na mnie, ja przyjdę
później.
- Dzięki. - Wstałam i spojrzałam na przysypiającą Dianę. Louis
szturchnął ją lekko. - Idziesz już spać?
- Co? A, tak. Dobranoc. - I walnęła się jeszcze raz na ramię
blondyna.
- Zaniosę ją później do pokoju Samanthy, nie przejmuj się
- powiedział do mnie jej chłopak i się uśmiechnął. Pokiwałam
głową i bez zastanowienia ruszyłam po schodach do góry.
Nie kąpałam się ani nie brałam prysznica - nie miałam już na to
siły. Po prostu przebrałam się w piżamę, czym na dzień
dzisiejszy była koszula Dylana i czysta bielizna. Prawdę mówiąc,
nie miałam konkretnego stroju do spania. Raz spałam w normalnej
koszulce, drugi w bieliźnie, trzeci w bluzie a czwarty w
podkoszulce. Nie lubię spać w piżamach.
Zaplotłam włosy w bardzo luźnego warkocza i zmyłam makijaż.
Wyszłam z łazienki, zamykając drzwi biodrem i skierowałam się do
pokoju Julie - siostry Samanthy. Zapaliłam światło i się
przeraziłam.
Wszędzie był różowy. Pościel na dużym, dwuosobowym łóżku,
ściany, zasłony, szafy. Wszystko.
Boże. Ta dziewczyna ma przecież czternaście lat.
Pokręciłam głową i walnęłam swoją torbę na dywan. Zgasiłam
światło, zamknęłam za sobą drzwi i bez zastanowienia wgramoliłam
się pod ohydną kołdrę. Przeanalizowałam jeszcze raz dzisiejszy
wieczór. Zaczęłam przysypiać, aż nie zobaczyłam
delikatnej smugi światła dochodzącej od strony wejścia. Dylan,
pomyślałam. Nie zapalił światła, a ja nie miałam już siły się
odwracać, więc na podstawie dźwięków stwierdziłam, że
zmienił koszulkę i zdjął spodnie. Po upływie kilku sekund
poczułam, jak materac po drugiej stronie się wgniata i po kilku
skrzypnięciach łóżka pokój wypełniła idealna
cisza. Położył jeszcze dłoń na mojej talii i westchnął
głęboko.
Dało się od niego wyczuć silną woń perfum. Były to inne niż
zazwyczaj używał, ale pachniały pięknie. Pewnie podkradł tacie.
Często tak robił, zwłaszcza, gdy była jakaś specjalna okazja.
Powoli przenosiłam się do krainy snów. Moje powieki stały
się ciężkie, nie pamiętałam już nic potem.
~*~
Obudziło mnie silne kłucie w żebro. Niechętnie otworzyłam oczy.
Ukazała mi się bladoróżowa ściana, więc zjechałam trochę
niżej i zobaczyłam fioletowy zeszycik z ogromnym, zielonym napisem
„PAMIĘTNIK JULIE”. Postanowiłam, że nie będę wnikała i
odłożyłam go na szafkę nocną. Kolejną ważną rzeczą było
sprawdzenie godziny - niewyróżniający się kolorem zegar w
motylki wskazywał godzinę siódmą trzydzieści siedem.
Jeszcze mogę pospać co najmniej cztery godziny.
Odwróciłam się na drugi bok, bo było mi niewygodnie.
Zobaczyłam coś, co mnie zszokowało.
O cholera.
Dylan nie miał czarnych, długich loczków na głowie, prawda?
Ani ciemnej skóry? I... wcale nie ssał kciuka przez sen..
Taak.
Ale to teraz najmniej istotne.
Boże Święty, jakim prawem?! Dlaczego ten wybryk matki natury leży
ze mną w jednym łóżku? Dlaczego leżał przez całą noc? I
przytulał mnie jedną ręką?! Czy on był tego w ogóle
świadomy?
Nie?
To zaraz będzie.
Zamachnęłam się poduszką i z całej pety w niego przywaliłam.
- Co jest? - Od razu otworzył oczy. - Kochanie, co... Hope?
- Ja ci dam kochanie! - krzyknęłam szeptem. - Dlaczego spałeś ze
mną a nie z Sam?
- Myślałem, że ona to ty... Mówiła mi, że śpimy dzisiaj
tutaj, bo ty z Dylanem będziecie w jej pokoju. A Diana z Louisem w
pokoju jej rodziców. W czym problem? Chyba się nie
przesłyszałem? - Spuścił głowę i wsunął się głębiej pod kołdrę.
To jest facet?
- Cholera. - Rozwiązałam włosy. - Przez ciebie już nie zasnę.
Idę się wykąpać. Będziesz jeszcze spał?
- Nie - odparł. - Wezmę prysznic po tobie.
- Okay. - Wstałam, po czym znowu usiadłam szybko zakrywając się
kołdrą. - Michael...
- Słucham?
- Mógłbyś się... No wiesz. Odwrócić?
- Czemu?
- Nie możesz po prostu? - warknęłam. - Nie mam na sobie spodni. A
teraz twarz w poduchę. Szybciej, człowieku... ja chcę stąd
dzisiaj wyjść.
Odcień jego policzków nabrał intensywnego, czerwonego
koloru. Szybko ukrył głowę pod kołdrą i mogłam bez problemu
wstać, chwycić moją torbę i pobiec do łazienki.
Nie czekając na nic więcej, dźwignęłam się i wykonałam dwie
pierwsze czynności.
- Tylko nie podglądaj, bo wydrapię ci oczy - mruknęłam spokojnie.
- Co się na tym świecie porobiło, żebym musiała spać z nim w
jednym pomieszczeniu... a co dopiero łóżku.
I zostawiłam go, osamotnionego, w pokoju dla różowych,
zmutowanych dziewczynek.
To było niewyobrażalne. Okropne. Obleśne.
Z grymasem na twarzy zapaliłam światło i zamknęłam za sobą
ciemnobrązowe drzwi. Zrzuciłam z siebie ciuchy i rozsunęłam
ściany prysznicowe, po czym do niego weszłam. Z racji, że jestem
leniem i wczoraj mi się nie chciało kąpać to teraz musiałam myć
głowę. Nie dość, że włosy dalej były posklejane przez lakier i
miały w sobie resztki cytryny, którą na wpół
trzeźwa, pół pijana Diana wcisnęła mi we włosy, poplątały mi się przez noc.
Cudownie.
Kiedy skończyłam swoją krótką, ale bardzo relaksującą
kąpiel, wyszłam na szary, mięciutki dywanik. Owinęłam się
ręcznikiem a włosy zaczęłam suszyć kolejnym, po czym zostawiłam
sobie na głowie turban. Założyłam czystą bieliznę, czarne
leginsy i białą koszulkę z krótkim rękawkiem. Wyszłam z
pomieszczenia i przechodząc obok pokoju Julie, puknęłam w drzwi.
- Wolne.
Zdreptałam po schodach do salonu. Spojrzałam na zegarek - godzina
ósma trzydzieści. Na pewno nie wstaną przez kolejne cztery
godziny. Zapewne siedzieli do piątej rano, więc co się dziwić?
Ale są też tego plusy. Nie musiałam czekać na wolną łazienkę,
tylko jak vip skorzystałam z niej pierwsza.
- No, to ładnie - mruknęłam do siebie widząc... to.
Pokój był nieposprzątany. Dwie zbite bombki leżały pod
choinką, kawałek ciasta pod stołem i chipsy walały się dosłownie
wszędzie. Zgarnęłam więc resztki jedzenia z kanapy i rzuciłam je
na podłogę. Szarpnęłam koc z sąsiedniego fotela i opatuliłam
się nim. Był strasznie ciepły. Chwyciłam pilota ze stołu i
włączyłam telewizor.
Zderzenie samochodowe, zaginiony dziadek, uratowanie kotka przez
pięciolatka, urodziny jakiejś tam aktorki.
Czyli to, co zwykle.
I zapewne kolejna informacja też by mnie nie ruszyła, gdyby nie to,
że z panem o którym mówili dzisiaj spałam.
- Wołałaś mnie?
- Do pokoju wszedł Michael. Z jego dwóch, odstających
loczków jeszcze kapała woda, wprost na niebieską koszulę.
- Coooo? - jęknęłam, zapatrzona w niego.
Ja o tym nie pomyślałam. Niee.
- Ja nie, ale oni
chyba tak - dodałam szybko i wskazałam pilotem na telewizor. Widząc wielkie imię
„MICHAEL” bez wahania usiadł obok mnie i wlepił wzrok ekran.
- „Chyba każdy z
nas wie kim jest Michael Jackson” - zaczęła prezenterka
wiadomości. - „Od najmłodszych lat występuje na scenie, dwa lata
temu ukazał się jego pierwszy solowy album, „Off the wall”. Czy
jest to typ samotnika? Nie, po prostu świetnie ukrywał przed nami
swoją dziewczynę! Wreszcie nadszedł temu kres. Udało się nam go
ostatnio przyłapać na randce. Trzymali się za ręce i siedzieli na
plaży, w nocy. Romantycznie! Niestety nic więcej nie wiemy, zdjęcia, które
teraz widzicie nie są zbyt wyraźne. Widzimy tylko tyle, że to sam
Jackson i nieznajoma. Jak długo będą razem? Czy jego wybranka
wytrzyma presję bycia dziewczyną supergwiazdy? Na pewno już
niedługo się tego dowiemy. A teraz zapraszamy na prezentację nowej
płyty...”.
Wyłączyłam
telewizor. Zdjęcia faktycznie były słabej jakości, ale dało się
go rozpoznać. Ja poznałam również Sam, ale inni mieliby z
tym trudność, bo włosy spięła w koka i ciężko było określić
ich prawdziwy kolor. Sylwetka też była bardzo podobna - bez dwóch
zdań to była ona.
- Nienawidzę
mediów - powiedział w końcu Michael. - Nienawidzę,
nienawidzę, nienawidzę. Oni nie wiedzą, jak to jest bo mają
normalne życie. Nikt się im w nie nie wtrąca, mogą wychodzić
kiedy, gdzie i z kim chcą bez żadnych obaw, że „ktoś ich
zobaczy”.
- Byłeś tego
świadomy, kiedy zacząłeś dążyć do sławy?
- Byłem -
odpowiedział.
- To dlaczego to
zrobiłeś? Nie wolałeś żyć normalnie?
- To po części
nie zależało ode mnie. Ale pewnie gdyby ten ktoś mnie do tego... -
Zawiesił się. - Gdyby ktoś mi w tym nie pomógł, to pewnie
po jakimś czasie sam zacząłbym kształcić się w kierunku muzyki.
Zawsze była moją pierwszą miłością. Przychodziłem na próby
braci i słuchałem tego, jak grają i śpiewają, ogromnie mi się
to podobało! A kiedy ja dołączyłem do zespołu... To było coś
magicznego. - Uśmiechnął się. - Muzyka to coś, dzięki czemu
mogę porozumieć się z ludźmi, których na dobrą sprawę
nie znam. Słuchają moich utworów na drugim końcu świata.
Poprzez teksty piosenek przekazuję to, co myślę a ludzie starają
się to zrozumieć. Weźmy sobie taki przykład - od lat
zanieczyszczamy i niszczymy naszą planetę. Pisząc o tym piosenki
część ludzi przejrzy na oczy i w końcu zrozumie, o co tu tak
naprawdę chodzi.
Patrzyłam na niego
z otwartymi szeroko oczami.
Skąd w takim
człowieku tyle siły i pozytywnej energii?
- I myślisz, że
ludzie odbiorą je w taki sposób, w jaki byś chciał?
- Nie wiem -
odpowiedział. - Ale mam taką nadzieję. - Spojrzał na mnie i jego
kąciki ust, ledwo widocznie uniosły się ku górze.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym wbiłam wzrok w podłogę. Nie
miałam pojęcia, co miałam mu odpowiedzieć. Super? Nie wypadało.
Lepiej było po prostu milczeć.
To ten...
- Może zrobimy
jakieś śniadanie? - Tak. Milczeć. Fajnie Michael, że też ci o to
chodziło... - Jak wstaną to pewnie będą głodni.
- Jasne -
mruknęłam tylko i podniosłam się z kanapy.
Poszliśmy razem do
kuchni. Panował w niej jako-taki porządek, chociaż w porównaniu
do tego, co się wczoraj stało to w podłodze można było się
przejrzeć. Zajrzałam do lodówki - pusto. W szafkach też nic
specjalnie się nie wyróżniało.
Westchnęłam i
opadłam na niewygodne, drewniane krzesło.
- I co teraz
zrobimy? Nigdzie nie ma czegoś, co można by zjeść. Chyba, że
liczą się chipsy z podłogi.
- Nie sądzę, żeby
im to zasmakowało - odpowiedział. - Jak tam twoja ręka?
- W porządku. -
Wyjrzałam przez okno. - Która godzina?
- Wpół do
dziesiątej - odparł spoglądając na zegarek. - Śpieszy ci się
gdzieś?
- A żebyś
wiedział - bąknęłam. - Muszę się zbierać. - Wstałam i
podeszłam do schodów. Miałam zamiar stawiać swoją zacną
stopę na pierwszym stopniu, ale jak widać Jackson ma w nawyku
przerywanie różnych rzeczy.
- I mnie tu tak z
tym zostawisz?
- No pewnie. -
Uśmiechnęłam się głupio i po kilku sekundach byłam już w
pokoju Julie. Zapakowałam wszystkie swoje rzeczy byle jak do
obszernej torby i zarzuciłam ją na ramie. Wyszłam z pomieszczenia,
cicho zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach. Michael coś pisał
w kuchni na kartce, postanowiłam mu nie przeszkadzać i przeniosłam
się do przedpokoju. Na nogi założyłam czarne, skórzane
kozaki a na plecy zarzuciłam taką samą kurtkę.
- Gdzie idziesz?
Obok mnie pojawił
się Michael i oparł się o białą ścianę.
- Gdzieś -
ucięłam. - Jakby Dylan pytał, to powiedz mu żeby na mnie nie
czekał. - Skierowałam się w stronę drzwi.
- Co mam mu
powiedzieć, jak spyta się gdzie jesteś? - Zagrodził mi drogę. -
Będzie mnie o to męczył.
- Nie będzie -
odpowiedziałam. - A ty nie bądź taki ciekawski.
- Nie jestem
ciekawski!
- Nie, wcale. -
Westchnęłam. - A teraz mnie przepuść.
- Czemu? -
Uśmiechnął się.
- Daj mi wreszcie
wyjść! Spóźnię się na autobus!
- To poczekaj na
Dylana, on cię odwiezie.
- Dlaczego wszyscy
uważają cię za takiego idealnego? - mruknęłam do siebie pod
nosem. - Boże, daj mi siły.
- Do mnie? Ja
jestem bardzo łatwy.
- Właśnie widać.
A teraz serio, Jackson, wypuść mnie, bo...
- Bo co?
- ...nawet jeśli
tego nie widać, nie zawaham się żeby ci przywalić. A ty chyba nie
chcesz oszpecić swojej ślicznej buźki.
- Uważasz, że
moja buźka jest śliczna?
- Zaraz ci coś
złamię! - krzyknęłam. - Wypuść mnie kretynie!
- Co tu się
dzieje? - Na schodach pojawiła się zaspana Diana. - Hope, czemu się
tak wydzierasz? Ja tu próbuję spać... Ał - syknęła i
złapała się za głowę. - Wcale mi nie pomagasz, cholera, za dużo
wczoraj wypiłam. Ale wracając - co się dzieje?
- Nic. -
Skorzystałam z okazji i popchnęłam zdezorientowanego Michaela na
ścianę. Wyminęłam go i wyszłam pospiesznym krokiem z domu. Całe
szczęście przystanek był po drugiej stronie ulicy.
- No nie -
szepnęłam do siebie widząc odjeżdżający już autobus. - Nie!
Jeszcze ja! Niech pan zaczeka!
Jak miło, że mnie
usłyszał.
- Jackson, jesteś
martwy. - Mój głos był na granicy załamania. Chciałam się
rozpłakać, ale najpierw nakopać mu do tyłka.
Rozejrzałam się
bezradnie dookoła. Ponieważ następnego autobusu nie miałam - bo w
święta ich zbyt wiele nie jeździ - postanowiłam nie marnowac
czasu i wyruszyć w podróż do mojego domu. Na szczęście
miałam jeszcze słuchawki. Tylko gdzie one...
Nie. No błagam,
ludzie! Czy nade mną ciąży jakaś klątwa?
Pewnie wypadły mi
z kieszeni, kiedy wydzierałam się i wymachiwałam rękami przez
Michaela. I jest jeszcze jedna opcja - on to sobie zaplanował i mi
je potajemnie wykradł.
Yep. To drugie jest
o wiele bardziej prawdopodobne.
- Zgnijesz za to w
piekle. - Przeszłam na drugą stronę ulicy. Nie mijałam po drodze
żadnych ludzi. Czemu się dziwić? W końcu dzisiaj wigilia. Tak się
cieszę, że mam ochotę skoczyć z mostu.
Po drodze wstąpiłam
jeszcze do domu pani Lucy.
Był niewielki,
trzypokojowy z kuchnią, łazienką i małym ogródkiem. Mimo
to uwielbiałam w nim przebywać, Pani Parker zawsze częstowała
mnie swoimi ciasteczkami i herbatą. Panowała w nim przytulna
atmosfera, jeszcze przy kominku, było po prostu niesamowicie. I nie
ukrywam, że kilka razy uciekając z domu zostawałam u niej na noc.
Jakoś nie miała nic przeciwko temu, bo słysząc opowieści o mojej
matce, Tomie i Gabrielle sama ich znielubiła.
- Dzień dobry -
przywitałam się. - Ma pani chwilę?
- Oczywiście,
kochanie. - Uśmiechnęła się promiennie i gestem zaprosiła do
środka. Tradycyjnie, kominek był rozpalony a jej kot, Pędzel się
przed nim grzał. Czemu takie imię? Kiedy przyprowadziła go do domu
zanurzył przypadkiem ogon w farbie i cała ściana z koloru
pomarańczowego zmieniła się na niebieski. - Napijesz się czegoś?
- Nie, bardzo
dziękuję. - Odwzajemniłam jej uśmiech. - Ale mam dla pani mały
prezent.
- Och, dziecko, nie
żartuj nawet. Ja nic nie chcę.
- Ale ja chcę to
pani dać, w końcu dzisiaj są święta. - Zaczęłam grzebać w
torbie. - I nie przyjmuję odmowy! - Wyciągnęłam małe zawiniątko.
- Proszę.
Popatrzyła na mnie
wzrokiem mówiącym „zabiję cię kiedyś”, ale nie tak,
jak ja patrzę na Michaela. To był wzrok przepełniony radością i
wzruszeniem.
- No dobrze... -
Oderwała kawałek ozdobnego papieru. Oczy jej się zaświeciły,
kiedy ujrzała co jest w środku. - Skąd żeś do wytrzasnęła? No
przecież ja szukałam tego od ponad dwóch lat i nigdzie nie
znalazłam!
To była zwykła,
najzwyklejsza płyta DVD. Pani Parker zawsze uwielbiała musicale i
miała ich w domu całą kolekcję, ale „Greace” z
siedemdziesiątego ósmego - jak sama mówiła - się nie
doszukała.
Jej reakcja od razu
skojarzyła mi się z Michaelem. Obydwoje cieszyli się takimi
drobiazgami, jakby były największym skarbem świata.
- Tajemnica. -
Kąciki moich ust powędrowały ku górze. - Cieszę się, że
się podoba.
- Podoba, i to jak!
- Cały czas w oczach miała iskierki. - Ale nie myśl, że o tobie
zapomniałam. Też coś mam!
- To może ja już
pójdę...
- Nie, słoneczko.
Zostaniesz dopóki tego ode mnie nie weźmiesz! - No patrzcie.
Prawie tak uparta jak ja. - Może opakowanie nie jest jakieś super,
ale myślę, że zawartość ci się spodoba.
Faktycznie, szary
papier może nie zachęcał do sprawdzenia zawartości, jednak jak to
mówią - „nie oceniaj książki po okładce”. I to
określenie okazało się tu trafne, a nawet bardzo bo prezentem
okazała się książka. I to nie byle jaka! Jedna z niewielu której
nie mam, zajmująca się parapsychologią.
- Boże, dziękuję!
- Rzuciłam się starszej pani na szyję. - Mówiłam już, że
panią kocham? Jak mam się odwdzięczyć?
Chyba nie muszę
mówić, że - o dziwo - moja własna reakcja również
mi się z kimś kojarzyła?
- Mam tylko jedną
prośbę - powiedziała przez śmiech. - Nie mów na mnie pani,
dobrze? Czuję się wtedy jeszcze starsza niż jestem.
- To w takim razie
co mam do... jak mam na panią... znaczy - zaplątałam się. - Co
mam mówić?
- Lucy. - Uniosła
kąciki ust do góry.
- No dobrze. -
Spojrzałam na nią. - Do zobaczenia... Lucy.
Uściskałam ją i
wyszłam na dwór. Przedarłam się wyłożony cienką warstwą
śniegu ogródek i z uśmiechem przeszłam resztę drogi do
domu.
*Tak, wiem, że Michael był Świadkiem Jehowy. Kiedyś. Ale ten. No. Dziękuję.
~~~~~
We wish you a merry christmas... We wish you a merry christmas...
We wish you a merry christmas and a happy new year!
♥
Choć rok 2014 był dla mnie rokiem najgorszym dotychczas, to święta zapowiadają się najlepsze.
Naprawdę.
Mam nadzieję, że u Was i rok był najlepszy, i wigilia taka będzie.
Zapowiadam Wam, że rozdział taki długi dlatego, że nie będziemy się teraz widzieć przed długi, dłuugi czas.
Są to dwa rozdziały połączone w jeden. Mam nadzieję, że momenty z Mike'im (awww, uroczo ♥♥♥) się podobają.
Jestem tak przepełniona miłością, że aż nią rzygam!!!! <3
Tak to jest być kobietą, panowie. Jeszcze kilka dni temu miałam depresję.
I jaki z tego wniosek? Wystarczy wolne mi zrobić na prawie 3 tygodnie.
Żegnam się z Wami, moi drodzy.
Jeszcze raz - Wesołych Świąt!
Dużo Michaela!
Kocham Was!
Malffu. ♥
Hej rozdział cudowny i dzięki za życzenia, tobie też Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku:) Naprawdę ten rozdział wyszedł Ci cudnie, pokochałam go, ah i ta reakcja Michaela na prezent po prostu to był cudowny prezent na święta, dla miłośniczek tego bloga. Więc dziękuje Ci, życzę dużo, dużo weny na nowy 2015 rok! I czekam na kolejną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Katie Hope
Rozdział dłuższy niż dotychczasowe, ale to dobrze. Coraz bardziej się rozkręca akcja. A Michael też nie wie czego chce jest z jedną a startuje do Hope, w zasadzie gra na dwa fronty.
OdpowiedzUsuń"- Może zrobimy jakieś śniadanie? - Tak. Milczeć. Fajnie Michael, że też ci o to chodziło... - Jak wstaną to pewnie będą głodni." - tego dialogu nie bardzo rozumiem, czy aby na pewno tak miało być?
"znielubiła." tyle lat już żyję na tym świecie, a pierwszy raz słysze taka formę, widocznie jestem zacofana ;)
Czekam na dalszy ciąg.
P.S. Szczęśliwego Nowego Roku!
Przepraszam, ale mylisz się - Malffu dobrze napisała i jedno, i drugie. Istnieje forma "znielubić" (http://sjp.pl/znielubi%E6), a co do dialogu - proszę się wczytać i uwzględnić kontekst.
UsuńPozdrawiam.
A ty, Malffususie, czekaj na komentarz. Będzie wkrótce. C:
I tak, możesz się bać.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej Malffużono, zgadnij, kogo blogger i chrome albo wywala, albo wyłącza mu Jacksona w słuchawkach?
OdpowiedzUsuńPodpowiedź: to ta sama osoba, która ustawiła sobie Mike'a na budzik (robię postępy, wiem ^^)
W ogóle ostatnio się tak zastanawiałam - kiedy my się poznałyśmy? Ile to już czasu?
Oczywiście postanowiłam to sprawdzić. I popatrz, jak szybko te 4 miesiące od twojego prologu zleciały. :')
"Do you remember the time, when we first met, girl? You remember the time?..."
.
.
.
Nie, ćśśśś. Ja Cię mam ochrzaniać, a nie rememberować. Taka była w końcu umowa, nie?
So.
"- No weź! Pochwal się! - Blondynka wbiła w nią jedno ze swoich spojrzeń. O ile się nie mylę, to numer 37 - mów, albo ci to zabiorę. " *Jajew patrzy spojrzeniem 37 w kontekście nowego rozdziału*
Dobra. Póki co trzymasz się nieźle, bo, kurczę, nie mam za co Cię ochrzanić. NO CO TO MA BYĆ? DLACZEGO SKNERUS MAKKWACZ A NIE COŚ, ZA CO MOGŁABYŚ OBERWAĆ? :'(
Torturujesz mnie, Malffu.
W ogóle to HELOU, nie ma jeszcze nazw paringów u Ciebie. .__. Czemu jestem taka zacofana i nie zrobilam tego wcześniej?
Anyway. Jest okazja, to nie przegapię.
Hope. Michael OR Michael. Hope.
Hm...
Hopel? Hopael? Hochael? Michope? Mipe? Miope? Michape? Mope? Hike (Hope + Mike)?
Hmmm...
O! Albo JJ (Jackson & Johnson)!
Kurczę, za dużo możliwości...
Muszę to przemyśleć.
"Czy jest to typ samotnika? Nie, po prostu świetnie ukrywał przed nami swoją dziewczynę!" No i wszyscy już o nas wiedzą. :C dzięki Malffużono.
Hope, czemu uciekasz przed przeznaczeniem, łajzo jedna?! I tak wszyscy wiemy, że kochasz em dżej.
Miejmy nadzieję, że odpokutujesz to.
Jak?
MALFFU, PAMIĘTASZ O TYM PODPALENIU WŁOSÓW, NIE?
Nie wiem kto to Lucy, ale już ją lubię. "Popatrzyła na mnie wzrokiem mówiącym „zabiję cię kiedyś”[...]." PJONA, LUCY. (y)
Także ten, no.
No ten...
Wybacz, że nie wypełniłam całkowicie naszej umowy. Jak nie zawalisz, to następnym razem będzie lepiej. TYLKO DAJ MI DO TEGO POWÓD, OK? :')
Szori za bezsensowność tego komentarza. Piszę go już trochę czasu, więc nie ukrywam, że może być momentami dziwny. Nie gniewaj się.
To do następnego, tak? Tak.
Weny, dużo dużo weny życzę. Napisz ten rozdział 14, bo czekam, słonko. Na podpalenie włosów.
Trzymaj się!
Yeaew aka Jajew, która myśli nad zmianą pseudonimu
z R5ff.
PS. LBA CZEKA. WSZYSTKO ZNAJDZIESZ U MNIE W ZAKŁADCE (:
xoxo