piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 10

Kocha się bezwarunkowo...”


Sama nie wiedziałam, co wyglądało lepiej - chłopcy stojący na przeciwko nas, czy otaczający wszystkich pokój. Był naprawdę bardzo ładnie wystrojony. Aż nie chciało się wierzyć, że zdążyli to wszystko zrobić w dwie godziny.
Choinka stała tu już od wczoraj, do wiszących na każdej gałązce bombek dodano tylko kolorowe i migoczące światełka. Pod nią spoczywały delikatnie oświetlone paczki z prezentami. W pokoju panował półmrok, co dodawało magicznego klimatu. Na ogromnych oknach balkonowych poprzyczepiane były również lampki. Srebrne, złote i czerwone łańcuchy świąteczne zawisły nad ładnie zastawionym stołem. Na jego środku stały dwie butelki wina i sześć kieliszków. Po prawej stronie znajdowały się sałatki i ciasto, po drugiej babeczki i różnego rodzaju słodycze.
Chłopaki... Huh.
Dylan założył zwykłe czarne spodnie, białą podkoszulkę i marynarkę. Niby nic takiego, ale z tymi poczochranymi włosami wyglądał świetnie.
Louis wyglądał jak przeciwieństwo Diany. Był za delikatny... A jasno-niebieskie jeansy i różowa koszula wcale mu nie pomagały.
Jackson również jakoś się nie wyróżniał. Czarne jeansy i zdecydowanie za duża, zielona koszula. Mogło by się zdawać, że on i Samantha się zmówili. Może nie wyglądali identycznie, ale coś sprawiało, że do siebie pasowali.
Uśmiechał się jak dziecko, starając zamaskować ukradkowe spojrzenia kierowane w moją stronę. Sam, stojąca obok mnie pewnie myślała, że to w nią się wgapia - co po części było prawdą.
Oj, Panie Ładny. Wkurzasz mnie coraz bardziej.
- Pięknie wyglądasz. - Jako pierwszy odezwał się Michael. Wyciągnął dłoń w kierunku blondynki i poprowadził ją do stołu. Później to samo zrobił Louis, a na końcu Dylan.
- Ta sukienka to był dobry wybór - wymruczał mi do ucha Black. Skrzywiłam się na te słowa. Wcale nie lubiłam nosić sukienek, ale musiałam to robić dla niego.
Pokręciłam głową z dezaprobatą i szybko usiadłam naprzeciw Samanthy.

~*~

Po godzinie atmosfera zrobiła się bardzo przyjemna. Muzyka cicho leciała w tle, pyszne jedzenie z talerzy ubywało, śmialiśmy się i rozmawialiśmy.
- Hope, a może jednak się napijesz? - Diana podsunęła mi kieliszek pod nos. - Albo ty, Michael? Jeszcze dzisiaj nic nie piliście, poza sokiem pomarańczowym. Co wy, dzieci?
- Nie mam ochoty - odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie.
Naprawdę nie chciałam tego robić. Po tej imprezie u Dominici i porannym kacu miałam dość. Mam bardzo słabą głowę, jeśli chodzi o alkohol. Wypiłam wtedy ledwie kilka drinków, które nie były zbyt mocne, ale i tak pół opakowania tabletek wylądowało w moim żołądku.
- Ja również - powiedział Michael.
I jakby nie było pytania, każdy powrócił do luźnej rozmowy o wszystkim i o niczym.
- To ja może pójdę wyjąć pizzę - zaproponowałam i wstałam.
- Pomogę ci. - Blondynka uśmiechnęła się promiennie.
Razem wyszłyśmy do kuchni. Okazało się, że ciasto jeszcze nie było gotowe, więc poczekałyśmy tam chwilę. W międzyczasie Sam wspomniała coś o Michaelu, jakiś tekst typu że jest cudowny, standard.
- Samantha... - zaczęłam niepewnie. - Chciałam się ciebie o coś spytać. Tylko się nie złość, okej?
- Mam się bać? - Zaśmiała się.
- Nie będę owijać w bawełnę. - Odwróciłam wzrok. - Jesteś pewna tego związku z Michaelem? Nie odbieraj tego źle, po prostu...
- Sugerujesz coś? - Założyła ręce na pierś. - Ja kocham jego, a on kocha mnie. Co sobie myślałaś?
- Po prostu... Boję się o ciebie. Jesteście ze sobą ponad dwa tygodnie. Czy to nie za wcześnie, żeby wiedzieć, że będziecie już „na zawsze”?
- Ty miałaś wątpliwości na początku twojego związku z Dylanem?
- Nie, ale...
- No właśnie - przerwała mi. - Więc nie mów mi, jak jest.
- Nie chcę ci tego mówić. - Przeniosłam na nią wzrok. - Ale chcę się upewnić, czy jesteś świadoma tego, na co się targasz.
- Czyli?
- Michael to rozwijająca się gwiazda muzyki. Już ma tysiące, jak nie miliony fanów, a to dopiero początek... Nie będziecie mogli nigdzie wyjść, na spacer, do kina albo chociaż na głupie lody. Wszędzie będą fani, paparazzi, dziennikarze. Jesteś świadoma tego, co kiedyś będziesz przeżywać? Gdy będziesz czytała artykuły o swoim chłopaku w gazecie? Gdy na jego koncertach będzie rzucało się na niego pełno rozwrzeszczanych dziewczyn? A gdy dowiedzą się, że ma dziewczynę... Wtedy to ty będziesz tematem numer jeden. Pewnego razu niczego nieświadoma pójdziesz do sklepu i nagle usłyszysz „Ej! To ona! Dziewczyna Michaela Jacksona!”. Jesteś tego świadoma? Przemyślałaś to wszystko?
Nie odpowiedziała mi od razu. Zapatrzona w odległy punkt milczała przez chwilę.
- Tak - odpowiedziała w końcu. - Rozumiem to, że się martwisz, ale ja go kocham. A jak sama powtarzałaś, nie można patrzeć na takie rzeczy jeśli chodzi o miłość. Kocha się bezwarunkowo... Gdyby każdy tak na niego patrzył, to w przyszłości skończyłby jako samotny dziadek. Nie chciałby tego, ja też nie chcę.
- No tak, masz rację - odpowiedziałam. - To co powiedziałam było nie na miejscu. - Splotłam swoje dłonie. - Przepraszam.
- Wcale nie. To miłe, że się o mnie tak troszczysz. - Podeszła do mnie i mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk.
- Co tak długo? - Do pomieszczenia wparował temat naszych rozmów. - Och, widzę, że przerwałem. Przepraszam, już wychodzę...
- Nic się nie stało - odpowiedziała szybko Sam. - O co chodzi?
- Ta trójka była tak pochłonięta rozmową o cieście, jakie upiekła Hope, że nawet nie zauważyli że nie wracacie przez długi czas. - Uśmiechnął się. - Więc... Ej, nie przypala się coś wam?
- Cholera - mruknęłam i w trybie ekspresowym otworzyłam piekarnik. Z tego wszystkiego zapomniałam założyć rękawiczki. 
Poparzenie bolało jak nie wiem.
- Ał! - krzyknęłam. - Ta pizza niesie za sobą same nieszczęścia!
Michael spojrzał na mnie z pretensją i troską. Samantha natomiast skierowała swoje spojrzenie na niego, z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
Tak, kurde. Ja tu cierpię, a ci jakby nigdy nic się na siebie gapią. Jeszcze się obściskiwać zacznijcie, zamiast zająć się ranną.
- Nieważne - odpowiedział i do mnie podszedł. - Kochanie, proszę, wyjmij tą pizzę z piekarnika. Tylko nie zapomnij rękawiczki, a ja...
- Bardzo śmieszne - warknęłam.
- A ja opatrzę Pani Niezdarze rękę - dokończył.
Wywróciłam oczami i usiadłam na krześle. Michael pogrzebał trochę w szafce i zamrażarce, po czym się do mnie dosiadł. Wziął moją dłoń w swoją. Odruchowo mu się wyrwałam.
- Spokojnie - powiedział. - Chcę ci tylko pomóc, nie bój się.
- To mnie bolało.
- Tak, a ja jestem Królowa Elżbieta.
- Jeszcze czego. W takim razie ja jestem Michael Jackson.
To było niezbyt trafione porównanie, prawda? 
- Skoro tak, to przystojnie dziś wyglądasz. - Uśmiechnął się i znowu chwycił moją dłoń w swoją.
Miał takie ciepłe ręce... Jeju, jak kocyk. Czemu Dylan takich nie ma? 
Oddałam się w jego opiekę. Przyłożył lód do oparzenia i posmarował specjalną maścią. Na koniec owinął trzy palce bandażem.
Było mi o niebo lepiej.
- To ten... Dzięki - wydusiłam.
- Zawsze do usług, złotko.
A już miałam nadzieję na to, że wydobrzał choć w najmniejszym stopniu. 
Wstałam i wyjęłam z szafki kilka talerzy i sztućców.
- Mogłabyś ją pokroić? - poprosiłam Sam. - Jak widzisz, prawą rękę mam trochę...
- Nie ma sprawy.
Gdy blondynka skończyła, zanieśliśmy wszystko do salonu. Usiadłam obok Dylana i sięgnęłam po jeden kawałek pizzy.
- Boże, co ci się stało? - zapytał mój chłopak.
- Oparzyłam się. - Niechcący upuściłam to, co jeszcze przed chwilą znajdowało się w mojej ręce. Chłopak okazał się na tyle dobry i łaskawy, że pomógł mi z to powrotem nałożyć na talerz.
- No tak. Zostawić cię samą na piętnaście minut... - roześmiał się. Spojrzałam na niego spod byka. - Oj nie gniewaj się. Czemu mnie nie zawołałaś?
- Michael jej pomógł - uprzedziła mnie Samantha.
- Widzisz, wcale nie jest taki zły za jakiego go uważasz - szepnął mi do ucha Dylan. Walnęłam go łokciem w brzuch. - Dobra, nie chciałem.
Zjedliśmy pizzę szybko. Przyznaję, że była całkiem smaczna mimo bliskiego spotkania z podłogą i mam nadzieję, że Dylan i Sam nie dowiedzą się, co działo się podczas jej robienia. Mogliby inaczej spojrzeć na moją znajomość z Michaelem. 
A tego napraaawdę nie chcę.
Diana wstała nagle, kiedy skończyliśmy jeść i zapytała:
- To co, teraz czas na prezenty?

~~~~~
Woah, oto jestem, moi mili.
Jestem teraz kompletnie zagubiona. Co powinnam tu napisać?
Jeju, nie mam pojęcia, co chwilę coś piszę i to kasuję.
No to może jak minęły wam Mikołajki? Jak tam przygotowania na święta?
Ja jutro zabieram się za kupowanie prezentów...
Cóż tu jeszcze pisać, żeby notka nie była taka krótka? Mam kompletną pustkę w głowie, normalnie jak nigdy jak zawsze.

Tak w ogóle to wiedzieliście ten filmik z pierwszych świąt Michaela? *-* Jeju, cudowny jest, jestem w nim całkowicie zakochana.

0:20! ♥
Eh, ubolewam tylko nad tym, że Frank sprzedał ten film. Z jednej strony cieszę się, że mogłam to zobaczyć, a z drugiej...
I w ogóle mam fazę na świąteczne piosenki TJ5. I saw mommy kissing Santa Claus! ♥ [KLIK]

O, patrzcie. Notka wyszła nawet długa... Więc mogę się już z wami pożegnać.
Wesołych świąt, chociaż 'zobaczymy' się jeszcze przed 24.
Miłego weekendu.
Dobranoc.
Serio, idę spać. Lubię spać.

Malffu. ♥

Czy tylko ja szaleję za In The Closet? :<



8 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadania haha <3 Duzo akcji miedzy Hope i Michaelem,to cos co lubie :D czekam czekam czekam na nastepną notke :*/Angelika :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy oni sie w sobie zakochaja ach wyczekuje tego.Dobrze ze wstawilas post wczesniej i nie kazalas nam czekac !:) oby tak dalej oczywiscie post genialny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże kocham cie dziewczyno wspaniale piszesz ja już nie moge sie doczekac nastepnej notki

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczyna się rozkręcać, już czekam na kolejny rozdział, choć pewnie przed świętami go nie przeczytam.

    " Michael to rozwijająca się gwiazda muzyki" - coś mi w tym zdaniu nie pasuje z tym słowem rozwijająca się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem? Zdanie jest poprawne, my dear.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  5. Zaczęłam od odpowiedzi dla kobietywlustrze, ale to nie powód, by się nie przywitać, nie?

    Wienc cześć Malffu! 8)

    Ofkors czytam wszystko na bieżąco, tylko - jako leniwiec pospolity - nie komentuję. Tsa...
    No nic.

    Ale wróćmy do rozdziału 10. (Jej, ale szybko zleciało... dopiero co był prolog i pisałam komentatrz do niego). Wiesz, tak dziwnie się czyta, mając świadomość, że kiedyś Hope będzie z Jacksonem...


    Bo będzie, prawda?

    No jasne, że będzie. Chwilę po podpaleniu włosów, nie?

    No, tak ma być.

    Mike bawi mnie tymi swoimi określeniami typu "Pani Niezdara". Serio. To takie infantylne, ale urocze. :)
    Ale w sumie czemu Hope sama nie mogła się opatrzyć?
    Doobra, już wiem: bo taki miała Malffu zamysł. OK. Siedzę cicho.

    Dylan taki spokojny... wow. W sumie dlaczego on lubi Mike'a? Nie jest zazdrosny, że Hope była razem z Mikiem sama? A Sam?
    Dooobra, już znam odpowiedź. Siedzę cicho.

    Rozumiem, że dziś/jutro nowy, tak?
    Fajnie. Będę miała co czytać C:

    Trzym się mocno, Malffu!
    Yeaew
    Z R5ff

    OdpowiedzUsuń

  6. WRÓCIŁAM, MY DARLING!
    Ja nie skomentuję? JA NIE SKOMENTUJĘ?!
    Pif paf, jak to mówił mały Michau, i molda w kubeł, klaksonie!
    Kochany brat.

    ALE WITAJ TAK CZY SIAK C:
    HOŁP.
    MAJKEL.
    END DE REST OF DY KOMPANY.
    LETS PLEJ A GEJM.
    cccccccccc:


    ''Kocha się bezwarunkowo...''
    Coś z Dylanem będzie. Albo nie. Albo Mike. ALBO KTOŚ KOGOŚ (Z)RZUCI (ZE SCHODÓW).
    POWIEDZ TAK, POWIEDZ TAK! CHCĘ DRAMY!


    Dobra. Początek. Szysko pięknie, Hope szczęśliwa.
    Opis Dylana i to ''świetnie'' na koniec. Obie go nie lubimy. Malffu, kochanie. Ja wiem, ile cię kosztowało napisanie tego.
    LOUIS W RÓŻOWEJ KOSZULI. CZEMU JA ZOBACZYŁAM NA NIEJ FLAMINGI?
    Esus, nie pytaj.
    DŻEKSON.
    W DUŻEJ, ZIELONEJ KOSZULI.
    CHCĘ JĄ.
    PRAGNĘ JEJ.
    Jej. Nie Majkela. Majkela ci nie odbiorę. Ale koszulę możesz dać cccccc:

    SH. Dalej.


    SOK PORAMAŃCZOWY!
    TAK. WIEDZIAŁAM, ŻE ON TU KIEDYŚ WYSTĄPI.
    Czułam to w moczu, mówię ci.
    Pjona. Kocham poramańcze.


    Ej. Ejejejejejejej.
    Ta rozmowa o Majkelu mi się nie podoba. Y-y. Hołp, aj noł, że się martwisz, ale nie bądź hipokrytką! KTO SIĘ LIŻE Z DYLANEM W KUCHNI, NO KTO?
    Huh. Samantha się nie wkurzyła. A szkoda. Były w kuchni, jakaś kłótnia by nie zaszkodziła. Latające talerze, połamane szklanki, sos i makaron na ścianach *---*
    Pragnę tego!


    ''Miał takie ciepłe ręce... Jeju, jak kocyk. Czemu Dylan takich nie ma?''
    BO DYLAN NIE MA RĄK!
    Da bum tss.
    Jezu.
    Jakie suche. XD


    ''- Zawsze do usług, złotko.''
    Do usług.
    Do usług, mówisz?
    ( ͡°╭͜ʖ╮͡° ) ( ͡°╭͜ʖ╮͡° ) ( ͡°╭͜ʖ╮͡° )


    ''- To co, teraz czas na prezenty?''
    Prezenty.
    GIFT TAJM.
    ( ͡°╭͜ʖ╮͡° )


    Ekhemhemhe.
    Lecę do następnego, bo chcę wiedzieć, jaki kolor bielizny dostała Hołp.
    Co
    Nic

    ~Raffy.

    OdpowiedzUsuń