sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 9


"Pomyśleć, że gdybym na nią nie poszła to nie miałabym teraz mąki w staniku..."

Siedziałam zwinięta w kłębek na kanapie. W okół mnie porozrzucane były poduszki, a ja sama owinięta byłam w gruby, puchaty koc Samanthy. Michael zniknął gdzieś pół godziny temu, ale zbyt się nim nie przejmowałam. Tylko jedno chodziło mi teraz po głowie.
Minęła kolejna godzina, podczas której nic się nie zdarzyło. Co mogło się stać? Ktoś w nich wjechał? Wysiadali z auta i pijany kierowca ich potrącił? Albo wpadli w rów? Możliwości było wiele, a ja miałam je wszystkie poplątane w głowie. Jeśli coś takiego się stało - czemu Diana i Louis ani nie zadzwonili albo po prostu nie dali jakiegokolwiek znaku życia?
- Przyniosłem herbatę. - Jackson postawił przede mną kubek parującego napoju. Usiadł na przeciwko mnie i upił łyk gorącej cieczy.
- Dzięki. - Wzięłam naczynie w dłonie i zamoczyłam w nim swoje usta. Zrobił dokładnie taką, jaką lubiłam. Nie za słodka, nie za gorzka z przesadzoną ilością cytryny.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze. Nie musisz się o to pytać co chwilę. Po prostu się martwię, okej? Ty nie martwisz się o Samanthę?
- Martwię - odpowiedział. - Po prostu staram się nie panikować. Na pewno nic się nie stało, a gdyby tak było to zostalibyśmy poinformowani.
- Sugerujesz, że panikuję? Jestem przecież spokojna!
- Ja coś sugeruję? No proszę cię.
Wyczuwam tu ironię.
- Bądź tu spokojny człowieku - westchnęłam cicho. - Twój chłopak i przyjaciółki spóźniają się ponad dwie godziny nie dając znaku życia, dodatkowo musisz siedzieć z jakimś... Jakimś pajacem, który zamiast ci pomóc to cię dołuje.
- Zrobiłem przecież herbatę! - oburzył się.
- Dziękuję ci, o Panie, bo sama nie dałabym rady.
Zapadła cisza. Może trochę niezręczna, ale lepsze to niż użeranie się z nim.
Michael wstał i podszedł do radia. Włączył je i zaczął latać po różnych stacjach. Zostawił na tej, która właśnie puściła Tragedy, z repertuaru Bee Gees.
- Przełącz - nakazałam. Nigdy nie przepadałam za tą piosenką.
Tak jak powiedziałam, tak zrobił - na nastęnej stacji konczyło się właśnie We are the Champions Queenu. Rozkoszowałam się ostatnimi dźwiękami. Kochałam taką muzykę, a ten zespół należał do moich ulubionych.
Kiedy utwór się zakończył, tradycyjne poleciało kilka krótkich reklam i spikerka zaczęła coś zapowiadać. Nie wsłuchałam się w jej słowa - nie należało to do moich ulubionych zajęć. Ucichła i z radia wydobyły się delikatne i wesołe dźwięki. Skądś kojarzyłam tą piosenkę - ale za cholerę nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Dopiero gdy usłyszałam głos piosenkarza to się domyśliłam. I nie słyszałam go tylko w radiu - siedział tu obok mnie i śpiewał razem... ze sobą. No tak, to wcale nie jest dziwne.
- It's the fallin' in love, that's makin' me high... It's the being in love, that makes me cry cry cry!* - podśpiewywał pod nosem. Na żywo brzmiał o wiele lepiej niż z płyty.
- Mógłbyś nie śpiewać?
- Czemu? - zapytał. Nucił tę melodię cały czas pod nosem i przytupywał nogą.
- Bo mnie denerwujesz.
Zmilkł na chwilę, po czym zaraz znowu zaczął śpiewać. Walnęłam twarzą w poduszkę i naciągnęłam koc na głowę. Dotrwałam tak do końca, chociaż sama powstrzymywałam się przed poruszaniem stopą albo głową w rytm. Leżałam tak jeszcze chwilę, aż nie urwał mi się film.

~*~

Obudziłam się tam, gdzie zasnęłam. Znaczy, obudziły mnie rozmowy. Na początku nie jarzyłam o co chodzi - dźwięk był przytłumiony a wszystko na co patrzyłam zamazane. Odczekłam chwilę i już byłam gotowa by sprawdzić, co się dzieje. Z każdym krokiem przyspieszałam, bo nie byłam pewna tego, czy dobrze słyszę. Wparowałam do przedpokoju i zastałam tam śmiejących się Michaela i Sam oraz Dylana i Diane.
- Czemu mnie nie obudziłeś?! - krzyknęłam w stronę Michaela. - Przecież widziałeś wcześniej, jak się denerwowałam!
- Dylan kazał mi tego nie robić - wyjaśnił. - A poza tym uroczo wyglądałaś ssając kciuka i przytulając się do poduszki.
Wszyscy wybuchnęłi śmiechem. Tylko nie ja, rzecz jasna.
- Nie złośc się na niego - wtrącił mój chłopak. - Chyba dobrze się tobą zaopiekował, prawda Myszko?
- Mhm. - Odwróciłam głowę. - A teraz wyjaśnijcie mi, dlaczego do cholery nie było was tak długo?!
- Złapaliśmy gumę i musieliśmy czekać na pomoc drogową - odrzekła Samantha. - Potem przyjechała Diana i Louis, i czekaliśmy razem. Pech chciał, że nie wzięliśmy telefonów.
- Nikt z was nie miał?
- Ja miałem - odpowiedział Louis - ale nie było zasięgu.
Westchnęłam głęboko. Rozejrzałam się dookoła i spojrzałam na zegar. Było już grubo po dziewiętnastej.
- Wypadałoby już coś przygotować - powiedziałam. - Jak zaraz nie zaczniemy to nie zdążymy nic zrobić.
- Jak wam poszło robienie jedzenia? - zapytała Samantha. - Nie pozabijaliście się?
- Wszystko w jak najlepszym porządku. - Spojrzałam wymownie na uśmiechającego się Michaela. Pokręciłam z powątpieniem głową i pobiegłam na piętro, żeby przyszykować się do naszych „Świąt”. Zaraz za mną do pokoju wparowały dziewczyny.

~*~

Założyłam na siebie sukienkę specjalnie kupioną na tą okazję. Znalazłam ją tam, gdzie Sam mnie zaciągnęła gdy szykowałyśmy się na nieszczęsną imprezę u Dominici (pomyśleć, że gdybym na nią nie poszła to nie miałabym teraz mąki w staniku...). Pani Parker, która mnie wtedy obsłużyła jest przemiłą kobietą po pięćdziesiątce. Często do niej zaglądam, ale ostatnio kręci się u niej więcej osób i ma mniej czasu niż zwykle.
Za każdym razem, gdy mam na sobie jakiś ciuch u niej kupiony to zasypują mnie pytaniami - „Gdzie to kupiłaś?”, „Po ile?”, „Dostanę to jeszcze?”. Odpowiedź jest zawsze taka sama - „Tajemnica”.
Sama w sobie była bardzo ładna, choć krój miała prosty. Osobiście nie lubiłam nosić sukienek i spódniczek, ale Dylan wtgrał i musiałam w nią wskoczyć. Całe szczęście, że wybrał w miarę normalną.
Od góry wstążki przewiązanej w pasie, materiał był pomarszczony i na siebie nachodził. Dolna częśc natomiast leżała gładko. Kilka wasrtw delikatnego materiału idealnie nadawała się do szybkiego wirowania w tańcu.
Moje nogi zdobiły czarne buty na półobcasie. Tego samego koloru były dodatki i paznokcie. Oczy delikatnie podkreśliłam szarym cieniem, usta natomiast maznęłam czerwoną szminką. Włosy pofalowałam i spryskałam lakierem.
- Gotowa!
Diana standardowo założya czarną, obcisłą sukienkę sięgającą do połowy uda. Włosy spięła w wysokiego koka. Swoje delikatne rysy twarzy podkreśliła bardzo mocnym makijażem. Zrobiła się też dużo wyższa - w końcu dziesięciocentymetrowe szpilki nie były po nic.
Samantha postawiła na niebieski. Jej sukienka przypominała moją, tylko była bez rękawów, z głębszym dekoltem i w odcieniach jasnego błękitu. Włosy spięła w kucyk, ale puściła kilka kosmyków wolno. Usta musnęła błyszczykiem a na nogi założyła dopasowane baleriny.
Nie chcę obrazić Diany, bo ona wyglądała najbardziej „wystrzałowo”, ale to Samantha była dzisiaj najładniejsza. Zdecydowanie. Naturalnie, lekko i pięknie. Wyglądała jak wiosna, brakowało jej tylko kwiatków we włosach i złotego berła w ręce.
- Schodzimy na dół?
Przytaknęłam im i wyszłyśmy z pokoju. Na dole czekała juz na nas przemiła niespodzianka.


* - It's the falling in love - Michael Jackson

~~~~~
Zdecydowanie najgorszy rozdział jaki dotychczas napisałam. 
I ciekawe, czemu go wrzucam. Wiecie, postanowiłam go dodać zanim zorientowałam się, że dziś jest sobota. 
To cud, że on tu w ogóle jest.
Wiem, że macie ochotę mnie zbiczować. Nie krępujcie się, biorę to na klatę.
I muszę wam coś jeszcze powiedzieć. Bądźcie świadomi tego, że rozdziały teraz nie będą pojawiały się regularnie... Nie wyrobię się, poza tym mam pomysł na drugiego bloga.
Właśnie, co do tego bloga. Od kilku miesięcy jestem tzw. Trybutem, tj. fanem Igrzysk Śmierci. Domyślacie się? Mam jaki-taki pomysł na opowiadanie o Peecie i Katniss, takie inne love story, heh. Może trochę tragiczne, ale to jest przecież fajne. Śmierć, cierpienie, ból, zabawa!
Ale jeśli bym założyła takiego bloga to dopiero po nowym roku - marzec, kwiecień, luty. Zależy, ile rozdziałów w przód napiszę.
Uu, a wiecie co? Nie chwaląc się, byłam dzisiaj na Kosogłosie. Moje życie się kończy, liczyłam na brak próby zabójstwa Katniss przez Peetę.
I WEŹ TU CZŁOWIEKU ROK CZEKAJ NA NASTĘPNĄ CZĘŚĆ.

Dobranoc.



Ja też Cię kocham...
:')


7 komentarzy:

  1. Rozdział, w którym jest mniej akcji, ale moze to i lepiej. Pewnie będzie później.

    Z błędów:
    "Od góry wstążki przewiązanej w pasie, - nie bardzo wiadomo czy wstążka była tylko w pasie czy cała górna część sukienki była z wstążką.

    "Kilka wasrtw delikatnego materiału idealnie nadawała się do szybkiego wirowania w tańcu." - poza przestawieniem liter, zamiast nadawała to nadawało ;)

    Innych błędów nie wychwyciłam, bo ich nie ma ;)

    Czekam na następną część. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz czekam na następne notki

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER ROZDZIAŁ,CZEKAM AŻ MIEDZY NIMI ZACZNIE ISKRZYĆ :D

    OdpowiedzUsuń
  4. jaka miła niespodzianka ? :( szybko nastepny rodział prosimy :((

    OdpowiedzUsuń
  5. O jeju, co mogłabym napisać? Pisząc to, że rozdział mi się nie podoba minęłabym się z prawdą :D Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny :D z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Raffy komentuje hurotowo, część pierwsza.


    DOBRY WIECZÓR.
    TAK SIĘ ZŁOZYŁO... Wiesz, 15 listopada a 21 grudnia... Co to dla mnie. Jak obiecać, że się skomentuje, to się skomentuje. XD
    Chrzanić powitania. Jadę z tym koksem.
    Uprzedzam, komentarz nie będzie piękny i wspaniały, ale ważne, że nie będzie ''czekam na nextciiiik <33 :8**''
    :')


    LETS GOŁ.
    Pozwól, że będę komentować cytatami i urywkami. (Y)



    ''- Przyniosłem herbatę. - Jackson postawił przede mną kubek parującego napoju. Usiadł na przeciwko mnie i upił łyk gorącej cieczy.''
    1) NIE PIJ TEGO, HOŁP. DONT DŻRINK DYS. DOBRZE CI RADZĘ. TO TRUCIZNA. PIGUŁKA GWAŁTU WERSJA CIEKŁA. NIIEEEEEEE.
    2) ''parujący napój'' i ''gorąca ciecz''. Dobra. Jestem jedną z dwóch osób na tym świecie, które tak bardzo nienawidzą tych synonimów. Serio. Zdzierżyłabym już powtórzenie, nawet bym go pewnie nie zauważyła. Ale od tych słów mnie skręca. Wybacz :"))

    O gosh. Lukam dalej.
    ''naczynie''
    ''zamoczyłam w nim swoje usta''
    BOŻE.
    CO TY JEJ HERBATĘ W GARNKU DAŁAŚ? ._.
    Głupie synonimy i moje schizy. (Y)


    O faaak.
    Hołp zasnęła w pokoju, w którym był Mike. Czy ty się dziecko Boga nie boisz? WEŹ JEJ TAM JAKĄŚ BOMBĘ ATOMOWĄ WALIJ C:


    E tam, dupa. Pokrzyczeli na małą Hołp. Ale później w rozdziale były sukenki. I chłopcy. Luuuubię sukienki i chłopców na blogach. To się zawsze jakoś fajnie końcy ccc:
    To może ja... To może ja już pójdę do rozdziału 10, co?

    Boże, jaki kijowy komentarz. ._.
    Sh. Idę dalej.
    Zajebiste zdjęcie.
    Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń