"Hope
Johnson i mąka vs. Michael Jackson"
- Odejdź ode mnie
- warknęłam.
- Ale..
- Nie wyraziłam
się jasno? - Westchnęłam głośno i odpaliłam piekarnik.
Następnie podeszłam do stołu i do miski wsypałam wszystkie
potrzebne mi składniki. Zaczęłam wszystko mieszać, dopóki
Pan Idealny mi nie przerwał.
- Hope. - Oparł
się na jednej ręce o blat stołu, na którym przygotowywałam
masę. - Możesz mi powiedzieć, co ja mam robić?
- No tak, dobry
pomysł - mruknęłam. - Chociaż nie będziesz się czepiać. To
może zacznij robić sałatkę.
- Którą?
- Tę owocową.
Później zrobisz warzywną, ja dokończę te babeczki i jeśli
zdążę to ciasto.
- A później?
- Później
będziemy robić pizze.
- Razem?
- Tak, będzie
szybciej.
- Jesteś pewna?
- Człowieku,
ogarnij się - powiedziałam poddenerwowana. - Nie pytaj tyle, tylko
rób. Znajdę ci sto razy lepszego kucharza, mówiła...Yh.
I co się tak gapisz? No krój żesz te owoce! Mamy mało czasu!
- Mówiąc wymachiwałam rękoma. Nie wiem, czy się mnie
bał, czy hamował śmiech, w każdym bądź razie jego mina była
dość dziwna.
Nie czekając na
nic więcej wzięłam się za porzuconą wcześniej robotę.
Wyrobienie masy poszło mi szybko, więc wlałam ją do papilotek i
wrzuciłam do piekarnika. Michael z tego co widziałam kończył
pierwszą sałatkę i zabierał się za drugą. Chcąc nie chcąc to
faktycznie, szło mu to trochę sprawniej niż Samanthcie, ale i tak
byłam na nią zła. Gdyby chociaż uprzedziła mnie wcześniej, to
mój umysł oswoiłby się z myślą, że spędzę z Michaelem
kilka godzin sam na sam.
Wyłożyłam przed
siebie kolejne potrzebne składniki. Bezproblemowo zrobiłam masę i
rozlałam ją na biszkopcie ułożonym już w blaszce.
- Skończyłem -
oznajmił chłopak. - Co mam teraz zrobić?
- Poczekaj chwilę,
zaraz skończę.
Przytaknął i
podszedł bliżej mnie. Mimo to stał jakieś dwa metry od mojej
osoby. I dobrze, pomyślałam. Powrzucałam do lepkiej mazi
poćwiartowane truskawki i nałożyłam kolejny biszkopt. Powtórzyłam
to jeszcze dwa razy i zaglądnęłam do piekarnika. Wyjęłam z niego
gorące babeczki i zamiast nich znalazło się tam ciasto. Stanęłam
przed Jacksonem i nie zwracając na niego uwagi otrzepałam fartuch z
mąki. Przez cały czas czułam, że Michael się na mnie patrzył.
To było strasznie niemiłe uczucie. Takie krępujące i irytujące.
- Czemu się tak
gapisz?
- Ładnie
wyglądasz. - Roześmiałam się.
- Masz dziewczynę,
Jackson.
- A ty mąkę we
włosach i czekoladę na policzku.
Chwyciłam łyżkę
ze stołu i się w niej przejrzałam. Faktycznie, byłam brudna, więc
przejechałam palcem po policzku i go oblizałam. Włosy zostawiłam
tak, jak są bo została nam jeszcze pizza do zrobienia. Nie sądzę,
żeby skończyło się to dobrze. Hope Johnson i mąka vs. Michael
Jackson.
- Może jej praw
takie komplementy, nie mi?
- Ale kiedy
przypominam jej o tym często. - Uśmiechnął się. - Po prostu
jeśli coś mi się podoba to o tym mówię. W tym przypadku
jesteś to ty. Uważam, że ładnie wyglądasz więc ci to
powiedziałem.
Wywróciłam
teatralnie oczami i pokazałam mu gestem, żeby podszedł do stołu.
Posłusznie wykonał polecenie - o dziwo - z wielkim bananem na
twarzy. Zignorowałam to i kazałam mu pokroić warzywa.
- Serio? Uważasz,
że jedyne co umiem to kroić?
- Och, daj spokój.
- Uderzyłam się dłonią w czoło. - Jak chcesz to możemy się
zamienić.
Przechwycił miskę,
jajka, mąkę i drożdże. Zrobił to z tak komiczną miną, że
prawie się roześmiałam. Na szczęście to powstrzymałam i wzięłam
się za krojenie.
- Michael, chyba
dałeś za mało mąki - zwróciłam mu uwagę i zanurzyłam
rękę w białym proszku. Chciałam wstać z krzesła i wsypać ją
do michy, ale los chciał że potknęłam się o jego torbę i cała
zawartość znajdująca się w mojej ręce wylądowała na jego
czarnej koszulce. Pomijając to, że wylądowałam mu na kolanach to
już przez to że przeze mnie jest cały biały było mi wstyd.
Jeszcze bardziej niezręczny moment niż ten, kiedy się na mnie
patrzył.
Podniosłam się
szybko i spojrzałam na jego roześmianą twarz.
- Przepraszam -
bąknęłam cała czerwona. - To naprawdę nie było zamierzone, a
tym bardziej nie chciałam wylądować na twoich nogach.
- Nie ma sprawy -
odparł i strzepał mąkę z twarzy Myszki Mickey.
- I tyle? Nie
będziesz się na mnie drzeć przez to, że...
- Nie mam do tego
powodów - przerwał mi. - Ale musisz ponieść tego
konsekwencje.
- Przecież
mówiłeś...
Nim się
zorientowałam mąka znajdowała się na mojej głowie, pod koszulką
i nawet w kieszeniach spodni. Spojrzałam na niego wściekła i tak
rozpoczęła się wojna. Zużyliśmy całe opakowanie mąki. Wydaje się
mało, ale cała kuchnia i my byliśmy biali jak śnieg. Walka nie
zmierzła ku końcowi - dopiero się rozkręcała.
- Hope, orientuj
się! - krzyknął. Kucnęłam i duży placek z ciasta przeleciał
nad moją głową. Nie usłyszałam jednak charakterystycznego
„plaśnięcia” o podłogę. Przede mną stał tylko Michael, z
przepraszającą miną. Mimo to tłumił w sobie śmiech, a policzki
nabrały czerwonej barwy. - Nie chciałem.
Opuścił głowę i
starał ukryć się to, jak bardzo się śmiał.
- Poddajesz się? -
krzyknęłam. - Mówiłam ci, że ze mną nikt nie wygra! Ha! -
Wystawiłam mu język.
- Ekhem.
Ale jak to?
- No ładnie -
powiedziałam pod nosem i odwróciłam się. Jak się okazało,
to Louis był ofiarą Michaela. Miał na twarzy resztki ciasta, które
teraz leżało pod naszymi nogami. Wybuchnęłam śmiechem i nie
mogłam go opanować, dopóki Diana nie stanęła obok nas.
- A co tu się
stało? - przeraziła się. - Boże święty, Samantha cię zabije...
A raczej was - skomentowała patrząc na Michaela. - To może..
- On zaczął -
wytknęłam go palcem. - Ja tylko niechcący go obsypałam i on...
- Przestań! -
roześmiał się jeszcze głośniej. - Może spróbujmy to
posprzątać i zrobić tą pizze.
Jak powiedział,
tak zrobiliśmy. Nie minęło pół godziny, a wszystko było
gotowe, trzeba było tylko ogarnąć kuchnię i później
włożyć nasze wspaniałe do piekarnika.
- Co teraz?
Wręczyłam
ciemnowłosej miotłę i z dumną miną od niej odeszłam.
~*~
-
Skooooooooończone!
Przebiegłam
przez przedpokój i zrzucając pod drodze fartuch, walnęłam
się na salonową kanapę. Leżałam na niej z dziesięć minut, w
międzyczasie wszyscy przenieśli się razem ze mną do tego pięknego
pomieszczenia. Spojrzałam na zegarek. Było wpół do piątej.
Powinni wrócić już godzinę temu.
-
Dzwonili do was może Dylan i Sam? - zapytałam.
- Nic
nam o nich nie wiadomo - odparł Louis. - Może są korki, nie martw
się.
- Jak
mam się nie martwić? Na drogach jest ślisko, jeździ teraz dużo
ludzi, w końcu jutro święta. A poza tym, mało teraz pijanych
kierowców? Jeśli jakiś w nich wjechał a oni wylądowali w
rowie? Pamiętacie, jak Dylan walnął w drzewo? Może znowu...
- Hope,
nic im nie jest. - Michael położył dłoń na moim ramieniu. -
Niedługo wrócą, a jak chcesz to pojadę zobaczyć, co się
dzieje.
Delikatnie
odsunęłam się od Jacksona. Nadal go nie lubiłam, a to co stało
się w kuchni to był jednorazowy wybryk.
-
Pewnie. Jedź.
- Nie,
zostań - zaprotestowała Diana i podniosła się z fotela. - My
pojedziemy. Michael, ty chyba nawet nie masz auta. Przyszedłeś tu
na nogach.
- No
tak, racja. - Podrapał się po głowie. - W takim razie wy jedźcie.
Tylko postarajcie się wrócić szybko, ok?
Zniknęli
za ścianą. Po chwili usłyszeliśmy tylko trzask drzwi.
I znowu
sam na sam z nim. Czemu nie pojechałam z nimi?
Podeszłam
do okna i spojrzałam na odjeżdżające auto. Jestem typem osoby,
który od razu w głowie tworzy sobie czarne scenariusze. To
bardzo uciążliwe, bo chociaż chcę myśleć dobrze to jest
inaczej.
- Nie
martw się już. - Podszedł do mnie. - Przecież nic im nie jest.
- Jest
okej.
~~~~~~~~
Szok, że wstawiam rozdział tak szybko, nie?
Ja też jestem zdziwiona. Mogę się nawet postarać częściej wstawiać przed 24. To całkiem przyjemne.
Cóż ja mogę o tym napisać? Przez kolejne kilka rozdziałów Michaela będzie trochę więcej, w każdym rozdziale około tyle ile w tym dzisiejszym. Pasi?
Nie będę się za bardzo rozpisywać, bo nie mam zbyt czasu.
Jeszcze tyle rzeczy do zrobienia... Michael, Juan, Norman, Andrew i Johnny. Sami się nie pooglądają, nie?
Dlaczego nie jestem fanką żadnej dziewczyny? Coś ze mną nie tak?
.
Do następnego, kochani.
Malffu ♥
Swietny wpis! :) czekam juz na nastepny:(
OdpowiedzUsuńwow! genialny rozdział, bardzo mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńDobra, siły wyższe (lekcje <3) wzywają, więc będzie krótko.
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że czytam wszystko po kolei na bieżąco, co nie? I jednocześnie wiesz, że czekam na części kolejne, co nie?
Nie.
Tak.
Już wiesz.
Wienc z tą wiedzą cię pozostawiam. W pokoju, dodajmy.
A może nie.
I don't know.
Nie leń się i pisz resztę. Co tam, że ja r7 u siebie nawet nie zaczęłam. (y)
Pozdrawiam spod ciepełkiej kołderki. :')
TFUJ WIERNY CZYTELNIK
Yeaew
z R5ff.blogspot.com
Jestem w trakcie pisania rozdziału 14, słoneczko. :')
UsuńDobra, cicho.
UsuńI TAK MASZ PISAĆ. :')
~Yeaew
"Ładnie wyglądasz. - Roześmiałam się.
OdpowiedzUsuń- Masz dziewczynę, Jackson."
Chyba mało rozgarnięta jestem, ale czy tak powinno być, kto mówi, że ładnie wygląda, on czy ona?
"Pomijając to, że wylądowałam mu na kolanach to już przez to że przeze mnie jest cały biały było mi wstyd." - w tym zdaniu też się coś nie klei.
--------------------------------------------
Coraz bardziej się akcja rozkręca. Powoli niechęć Hope do Michaela się zmienia. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTO JEST NIEMOŻLIWE, NO. ._.
Przecież pamiętam, że pisałam o cyckach, mące i tuleniu i przecież skomentowałam juz R9 ._.
Co za świat. Bloggerze, ja wiem, że to twoja sprawka. Już szykuję hulajnogę na wycieczkę do tej waszej korporejszyn.
Dobra. Cicho. Neffermajnd.
Jedziemy z komentarzem, tradycyjnie cytatami z rozdziału.
''- Nie wyraziłam się jasno? - Westchnęłam głośno i odpaliłam piekarnik.''
JA WIEM. JA WIEM, ŻE TY PISZESZ JAK KAŻDY INNY, NORMALNY CZŁOWIEK.
ALE CZY TYLKO JA W ''ODPALIŁAM PIEKARNIK'' ZOBACZYŁAM HOŁP, KTÓRA UJEŻDŻA POJAZD WYGLĄDAJĄCY JAK PIEKARNIK.
Sh.
Nie bij. :')
Hyh. Hyhyhyhyhyhyhyhhy.
To wspólne gotowanie. Mąka. Aj lajk it.
''Razem?''
I Idiota z miną pedofila przed oczami.
AJ LAJK IT.
''Ładnie wyglądasz.''
A DLA CIEBIE, HOŁP, TO JUŻ WYZNANIE MIŁOŚCI, NO NIE? Zluzuj rajty, bejbe. Mike jeszcze dużo miłych rzeczy ci powie, niekoniecznie poinformuje o ryju wysmarowanym czekoladą, jak ja po deserkach czekoladowych z Biedronki. Pamiętne czasy, oj pamiętne czasy.
NASZA KOCHANA HOPE NA KOLANACH MIKE!
SZAAAALEEEŃSTFO!
KUTWA, MALFFU, CO BRAŁAŚ, JAK TO PISAŁAŚ?
Tu dup, dup, krzyczymy się, kłócimy, niby skryte komplementy, a tu DUP! KOLANKA!
Siup kolanko w lewo patrz, siup kolanko w prawo chyc.
Jezu, nie pytaj. Obóz boli.
''Nadal go nie lubiłam, a to co stało się w kuchni to był jednorazowy wybryk.''
Mhm. Ta jasne. A ja mam różowe włosy pod pachami i pierścionek na dużym palcu u prawej stopy.
Dobry dżołk.
ZA TEN DŻOŁK DAM CI CZOŁK!
<3
Dobra. Rossdziau króciutki, ale to dobrze. U ciebie nawet krótkie rozdziały wciągają. W szczególności, kiedy wyjeżdżasz z Hope i Mike ccccccccc:
BIORĘ PRAWA AUTORSKIE NA HIKE I KONIEC KROPKA, JAJEW WYJDŹ.
~Raffy