niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 7

"Czuję się tak, jakby ktoś wszedł do mojej głowy, pootwierał tam wszystkie szufladki, powyciągał najważniejsze informacje i rozsypał na środku, dodatkowo po tym skacząc."

Miesiąc później...

Czas leci zdecydowanie za szybko. Nim zdążyłam się zorientować, że do świąt pozostał tylko miesiąc, zastał mnie dwudziesty drugi grudnia. A co stało się przez ten czas? Dużo. Zbyt dużo rzeczy, które wywróciły moje życie jeszcze bardziej, niż było.
Tata znalazł sobie nową dziewczynę. Doskonale wiem, że on chce miłości. Innej, niż daję mu ją ja. Takiej... Takiej, jaką otrzymuję od Dylana. Bo na pewno nie chce spędzać reszty swojego życia w fotelu, przed telewizorem oglądając mecze których i tak nie lubi. Oczywiście, że chcę, by był szczęśliwy, ale... Ale boję się. Tego, że zastąpi moje miejsce. Że ja znowu zejdę na drugi plan, ona będzie tą ważniejszą. Tą, która będzie każdą wymówką. „Przepraszam, może innym razem. Umówiłem się z tą ważniejszą”.
Diana i Louis niby są razem, ale on nie poprosił o to, by została jego dziewczyną. Ona unika tego tematu jak ognia, ciągle mówiąc, że jeszcze za wcześnie. Ale z całowaniem, przytulaniem i innymi czułościami nie mają problemów... Boli mnie tylko to, że czasem o mnie zapomina. Cóż, mówiłam kiedyś, że Louis to całkiem spoko chłopak, ale teraz nie jestem tego taka pewna. Ona się zmieniła.. Może nie tak bardzo, ale jednak. Coraz więcej czasu spędza właśnie z nim. Mimo to zawsze zapewnia mnie, że jestem dla niej najważniejsza, ale czy to prawda?
I teraz to najgorsze. Samantha i Michael są razem. Jak to się stało? Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że chodzą ze sobą od dwóch tygodni. Jak dotąd starałam się unikać Michaela, a teraz nie mam wyjścia. Muszę spędzać z nim czas, bo kocham moje przyjaciółki i nie przestanę przez to, że mają chłopaków których ja nie lubię. Starałam się z nią rozmawiać, ale nie dało się. Jak przemówić zakochanej do rozumu? Nie da się! I tu jest problem. Ale co, jeśli on po prostu ją wykorzystuje? I jeśli za miesiąc ją rzuci dla innej? Och, nie daruję mu wtedy.
A może serio ją kocha? To co zrobił na dyskotece ze mną, to był tylko jednorazowy wygłup... W sumie jest dorosły i chyba na tyle dojrzały, by wiedzieć co to miłość...
Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam, co myśleć. Tyle pytań, jeszcze więcej odpowiedzi, zupełnie pomieszanych. Co do czego pasuje? Czuję się tak, jakby ktoś wszedł do mojej głowy, pootwierał tam wszystkie szufladki, powyciągał najważniejsze informacje i rozsypał na środku, dodatkowo po tym skacząc.

- Hope, ten głupek to ciebie przyszedł!
Kochana siostrzyczka. Tak uroczo zawsze wita mojego chłopaka, gdy przychodzi do mnie w odwiedziny, co zdarza się rzadko. Niestety, ale oboje ledwo wytrzymujemy w tym domu wariatów.
- Lecę - odpowiedziałam cicho. Zbiegłam po schodach, niemal z nich spadając. Pod drzwiami popchnęłam Gabrielle w stronę salonu dając jej znak, żeby się odczepiła. Wystawiła mi tylko język, poprawiła włosy i odeszła. A ja szybko przejrzałam się w lustrze i z uśmiechem otworzyłam drzwi.
- Cześć, kochanie. - Pocałował mnie w policzek i nie czekając na nic wszedł do środka. Mimo wszystko czuł się tu jak u siebie.
- Hej - mruknęłam. - Idziemy do mnie?
Bez odpowiedzi pociągnął mnie za rękę w stronę schodów. Będąc już w moim pokoju rzuciłam się na łóżko, a on przysiadł się do mnie.
- I co? Wszystko gotowe? - zapytałam.
- Tak, jutro zrobicie tylko to, co macie zrobić i będzie perfekcyjnie.
No tak. Co roku ja, Sam, Diana i Dylan robiliśmy sobie taką małą, wcale nie przypominającą Wigilii Wigilię. Polegało to na obejrzeniu kilku filmów, porozmawianiu i pośmianiu się... Ja z Sam zajmowaliśmy się jedzeniem, Smith i Black wszelkiego rodzaju napojami. Mieliśmy taką kolejkę, Diana, Sam, ja, Dylan. Nigdy nie mogliśmy się zdecydować, w czyim domu mamy zorganizować te mini-święta, więc czemu nie uzgodnić by czegoś takiego? Tym razem padło na Samanthe. Na moje nieszczęście dojdą nam jeszcze dwie osoby...
- Nie będzie.
- Czemu tak myślisz? - Objął mnie czule ramieniem i pocałował w policzek. - Ja myślę, że wszystko pójdzie jak po...
- Ale ja chcę, żeby było tak jak kiedyś! - przerwałam mu. - Teraz dojdzie Jackson... I Louis!
- Myślałem, że go lubisz.
- Bo lubiłam. Nie zauważyłeś, że się zmienił?
- Może trochę... Spędza z Dianą wiele czasu, ale chyba nie mam z tym problemu.
- A ja mam. On ją zmienia, rozumiesz? Zrobiła się jakaś taka... Spokojniejsza! Rozkojarzona, cicha... A to nie jest moja przyjaciółka!
- Po prostu się zakochała. - Zaśmiał się. - Ty też się zmieniłaś, tylko inaczej niż ona. Na odwrót. Zobaczysz, że minie trochę czasu i wszystko wróci do normy.
- Jesteś za mądry - warknęłam.
Roześmiał się, po czym pocałował w usta. Czule, z nutką namiętności. Czyli tak, jak lubię najbardziej.
- Wiesz przecież, że ja jestem najlepszy.

~*~

Dylan został u mnie na noc, więc następnego dnia bezproblemowo pojechaliśmy do Sam około jedenastej. Musieliśmy jej pomóc w przygotowaniach - jak co roku zresztą robiliśmy to wszystko wspólnie. Ja i blondi gotowałyśmy i ogólnie zajmowałyśmy się jedzeniem, Dylan załatwiał filmy i muzykę a Diana zarządzała napojami. Ciekawi mnie to, jak w tym roku podzielimy się obowiązkami. W końcu dochodzą dwie nowe osoby... I jeszcze prezenty. Pomijając to, że nienawidzę ani ich wręczać, ani dostawać to miałam ogromny problem z jego kupnem dla Michaela. Przecież ja go prawie nie znałam, więc skąd miałam wiedzieć, co lubi?
- Kochanie.
Poczułam delikatne szturchnięcie na ramieniu. Odwróciłam się w stronę Dylana i zobaczyłam, że jesteśmy na miejscu.
- Mmm?
- Nad czym tak myślisz?
- A nad niczym - odparłam szybko i wyskoczyłam z czarnego auta. Nie czekając na swojego chłopaka pobiegłam w stronę drzwi od domu przyjaciółki. Bez pukania weszłam do środka, bo wiedziałam, że jej rodzice są do jutra u dalszej rodziny, więc cały dom mieliśmy dla siebie. Cały wielki dom, ponieważ nie da się zaprzeczyć - Samantha mieszkała w pięknej willi z basenem. - Gdzie jesteś?! - ryknęłam.
- Tutaj!
- Dużo mi to mówi...
- Przepraszam, już jestem. - Zjawiła się przede mną w starym dresie i wysokim kucyku. - Kończyłam sprzątać łazienkę.
- Łazienkę? - zdziwiłam się. - Po co?
- Rodzice powiedzieli, że jeśli nie posprzątam to dostanę jakiś durny szlaban. Znowu. - Jej policzki przybrały czerwonego koloru. Po kilku sekundach od jej wypowiedzi obok mnie stanął szanowny Pan Black z podłużnym workiem w rękach.
- Gdzie dać ci te ciuchy? - zapytał.
- Połóż w moim pokoju - odparła Sam.
Przytaknęłam i pewnym krokiem weszłam do kuchni. Były tam już porozstawiane wszystkie potrzebne składniki - na dwa ciasta, na pizzę, na ciasteczka i na trzy sałatki. Mówiłam, nietypowa wigilia. Założyłam na siebie fartuch mamy mojej przyjaciółki i wysoko upięłam włosy. Zaczęłam przygotowywać składniki potrzebne do babeczek.
- Hope, muszę ci jeszcze coś powiedzieć! - pisnęła Samantha i wbiegła do pomieszczenia. Zdziwiłam się, bo nie miała już na sobie znoszonych ciuchów. Teraz na jej ciele leżały dopasowane spodnie, koszula i skórzana kurtka. - Jadę razem z Dylanem po napoje. Wino które zamówiliśmy mamy do odbioru pięćdziesiąt kilometrów stąd. - No tak, mówiła mi już wcześniej o tym ale sądziłam, że pojedzie po nie sama Diana. A poza tym próbowałam im przemówić do rozumu bo według mnie, sto dolarów za jedną butelkę jakiegoś tam alkoholu to spora przesada. Zwłaszcza, że nie lubię tej odmiany wina.
- Co proszę? - zakrztusiłam się. - I ja mam to wszystko zrobić sama? Przecież sobie nie poradzę! Wiesz, ile tu jest roboty? Jeszcze trzeba pokroić warzywa, zrobić ciasto na pizzę, przygotować masę do...
- Spokojnie. - Roześmiała się. - Załatwiłam ci kucharza sto razy lepszego ode mnie!
- Jeżeli znowu wynajęłaś gościa od sushi z rynku to...
- Cześć Dylan. - No pięknie. Jego kultura nie zna granic, bo przecież nie ma to jak przerywać mi w połowie wypowiedzi. - Widziałeś może... okej, nieważne.
Do pomieszczenia wkroczył Michael. Miał na sobie czarne jeansy i białe skarpety. Spodobał mi się nadruk na jego koszulce, bo znajdowała się tam Myszka Mickey, ale oczywiście mu tego nie powiem.
- Po co tu on? - warknęłam do blondynki.
- To twój nowy współpracownik! - krzyknęła uradowana. Spojrzałam na nią błagalnie. Później swój wzrok przeniosłam na niewinnie gwiżdżącego Dylana. Czyli wiedział, super. Niestety - wybaczył Jacksonowi i teraz się... teraz normalnie ze sobą rozmawiają. Bo przyjaźnią bym tego nie nazwała.
I na samym końcu, wściekłe już spojrzenie skierowałam na Michaela. Szczerzył się głupio i wpatrywał w moją jakże ciekawą reakcję.
- To ja idę. Nie pozabijajcie się tu. - Uśmiechnęła się Sam, pocałowała w policzek swojego chłopaka i z gracją wyszła z pomieszczenia.
Czułam na sobie jego wzrok.
- Ja też idę - dodał Dylan. - Powodzenia, skarbie. - Puścił mi oczko i wyszedł.
Ja i Jackson sami w domu? Razem? Dobre.
Spojrzałam na niego zła. Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Nawet się nie waż. - Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Ja naprawdę go nie lubię. I naprawdę nie chcę z nim tu siedzieć. Mogę sobie pójść?
- Dobrze ci idzie - mruknął, zakładając ręce za siebie. - Masz jakieś zdolności telekinetyczne?
- Jesteś głupszy, niż myślałam. - Westchnęłam. - No ale cóż, ponoć głupota nie boli. Tak? Tak. Więc mnie też nie będzie.
- Jeśli by bolała, to zwijałabyś się teraz na podłodze z bólu. Mam rację? - Uśmiechnął się niewinnie i uroczo.
Tak, uroczo.
Bo choć go bardzo nie lubię, to uśmiech miał ładny.
Ale tego też mu nie powiem.
- Spytam jeszcze raz - co oni wszyscy w tobie widzą?
- No jak to co? - Zakpił. - Przecież jestem boski. Od stóp do głów. Widzisz? Nie? No dobra. Zafunduję ci okulary. Wtedy moja boskość cię oślepi, i trzeba będzie kupić znowu. Ech... jak tu ze mną żyć?
- Ty wiesz co, że też zadaję sobie to pytanie?
Uśmiechnął się do mnie i w końcu usiadł na krześle.
- To co, robimy to jestem czy nie? - zapytał.
- No to zabieraj się do roboty.
- Jestem gotów! - krzyknął dumnie i jak torpeda ruszył w stronę blatu. Założył fartuszek taty Samanthy (tak, taty) i wziął największy nóż w rękę.
- Boże, chroń mnie przed nim - wyszeptałam niemalże płacząc. - Błagam, uchroń mnie od jego głupoty, bo teraz serio może zaboleć.

- Jestem niegroźny. - Nagle znalazł się obok mnie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Nie masz czego się bać.  



~~~~
Cześć i czołem wszystkim tu zebranym.
Na samym początku nadmienię, że jestem zawiedziona - przez cały tydzień nie dostałam ani jednego komentarza. A teraz? Jest ich aż pięć.
Następnym razem nie będę taka łagodna. Oj, niu niu niu.
No. I git.
Co by tu jeszcze... Jestem zmęczona, Kama u mnie jest a jeszcze trzeba w simsy pograć.
Michael i mój żon się tworzy. 
A propo żona stworzonego przez Kamę - taki pozytywny cytacik od niej sprzed chwili. 
"Niech się wszyscy cieszą, bo się powieszą."
Tak.
I nic więcej nie będę tu pisać.
Czemu?
Bo i tak umrzemy.
Dobranoc.

Malffu ♥




6 komentarzy:

  1. najlepszy moment " - Jeśli by bolała, to zwijałabyś się teraz na podłodze z bólu. Mam rację? - Uśmiechnął się niewinnie i uroczo.
    Tak, uroczo.
    Bo choć go bardzo nie lubię, to uśmiech miał ładny." dlaczego ona go tak nie lubi i dlaczego on chodzi z jej przyjaciółką nic juz z tego nie rozumiem:(( za tydzien prosimy wpis rano bo dzisiejsza sobota mineła mi na rozmyslaniu co też dziś nowego wymyśliła Malffu :) :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne szkoda ze nie dluzsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. w końcu post ! niestety dla mnie dopiero niedzielny poranek okazał się szczesliwym dniem ponieważ choc wczoraj czekalam to sen wygrał ;) Częśc świetna,jest więcej Michaela co dla mnie równa się rowniez ciekawiej,ale chłopaka Hope to ja nie lubie. Czekam nieubłaganie na następną i juz odliczam dni ! pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem tu nowa i skonczylam czytac poprzednie czesci ! super piszesz nie moge doczekac sie az zacznie iskrzyc miedzy Hope a MJ !

    OdpowiedzUsuń
  5. Miesiąc później.

    Nie no, ja dopiero niecałe dwa tygodnie po czasie, ale u ciebie już jest miesiąc. c:
    I widzę, że się porobiło.
    Diana i Louis.
    Nie no, spoko. Niech się tam ciumka z kim chce, konkretnych przeciwwskazań nie mam, cóż...
    Głupio tylko wychodzi, bo Hope się boi, że ją ktoś zacznie ignorować ze względu na bojfrenda, a tu ona sama się już pukała z Dylanem. NO SORY HOPE, SEKSIĆ SIĘ TO POWAŻNY KROK.
    Yhkhym.
    Samatha i Michael.
    I co, Hope?
    WCIONSZ CHCE CI SIE CIUMKAĆ?
    Nie oceniaj Mikunia z góry, niewdzięczna istoto. On się jeszcze zmieni, zobaczysz.
    Oj, zobaczysz.


    O, DYLAN SZYSZEDŁ C:
    Pseudo wigilia. Lubię to.
    A jak już w temacie grudnia jesteśmy, to mam przed oczami scenkę jak w sylwestra gotujemy ziemniaki. Nie wiem czemu.
    Zróbmy razem obiad.
    Spalmy ziemniaki, ugotujmy je w mikrofali
    C:


    Ha! Hope nie chce Luisa i Dżeksona na pseudo Wigilii! A DYLANA TO WCISNĘŁAŚ, NIE?


    Neeext.

    *Pomijam jakże wielki bulwers Hope, przyjazd do domu i tfoje wspaniałe opisy. Czeka ważniejsza rzecz.*

    MIKUNIO!
    NO SZEŚĆ. C:
    ''Do pomieszczenia wkroczył Michael. Miał na sobie czarne jeansy i białe skarpety.''
    Przez pierwsze sekundy po przeczytaniu tego fragmentu myślałam, że Mike wszedł w SAMYCH DŻINSACH I SKARPETACH, KTÓRE HOPE KLAROWNIE PODKREŚLIŁA. XD
    No i później szysko spieprzyłaś. Mickey, lubię cię, ale nie tym razem. ;/

    ''Masz jakieś zdolności telekinetyczne?''
    Wyczuwam powrót do początków naszej przyjaźni, rozmów na Skype i telepatii. ccc:

    ''Bo choć go bardzo nie lubię, to uśmiech miał ładny.
    Ale tego też mu nie powiem.''
    CZEGO MU JESZCZE NIE POWIESZ?
    Że się będziecie niebawem (czytaj: wtedy, kiedy Malffu będzie się chciało) ciumkać?
    Kochanie, nie unikniesz tego.

    No i na koniec najlepsze.


    ''- Jestem niegroźny. - Nagle znalazł się obok mnie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Nie masz czego się bać.''
    Widzę ciebie i twój wzrok, kiedy trzymasz mikser, jak narzędzie zła.
    Gdyby wtedy nie było w tej kuchni tak ciemno, to może nie miałabym schizy do końca życia. ._.


    A teraz wybacz. Lecę do R8, myć się i kończyć fiszki z niemieckiego.
    Fuuuuuck.


    ~Raffy

    CHAMSKA REKLAMA, NOWY U MNIE
    simple-story-about-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hope chyba za bardzo się przejmuje chłopakami przyjaciółek, może nie powinna. Zobaczymy co dalej z tego wyniknie.

    --------------------------
    - "Zbyt dużo rzeczy, które wywróciły moje życie jeszcze bardziej, niż było." - coś mi w tym zdaniu nie pasuje, w jego sensie.
    - "Nad czym tak myślisz?" - moze lepiej o czym, bo trochę to dziwnie brzmi.
    Poza malutkimi błędami, całość jak najbardziej świetnie się czyta.

    -"Wtedy moja boskość cię oślepi," - ten jest dialog genialny, oby tak dalej. :)

    OdpowiedzUsuń