"Czuję
się tak, jakby ktoś wszedł do mojej głowy, pootwierał tam
wszystkie szufladki, powyciągał najważniejsze informacje i
rozsypał na środku, dodatkowo po tym skacząc."
Miesiąc
później...
Czas leci zdecydowanie za szybko. Nim zdążyłam się zorientować,
że do świąt pozostał tylko miesiąc, zastał mnie dwudziesty
drugi grudnia. A co stało się przez ten czas? Dużo. Zbyt dużo
rzeczy, które wywróciły moje życie jeszcze bardziej,
niż było.
Tata znalazł sobie nową dziewczynę. Doskonale wiem, że on chce
miłości. Innej, niż daję mu ją ja. Takiej... Takiej, jaką
otrzymuję od Dylana. Bo na pewno nie chce spędzać reszty swojego
życia w fotelu, przed telewizorem oglądając mecze których i
tak nie lubi. Oczywiście, że chcę, by był szczęśliwy, ale...
Ale boję się. Tego, że zastąpi moje miejsce. Że ja znowu zejdę
na drugi plan, ona będzie tą ważniejszą. Tą, która będzie
każdą wymówką. „Przepraszam, może innym razem.
Umówiłem się z tą ważniejszą”.
Diana i Louis niby są razem, ale on nie poprosił o to, by została
jego dziewczyną. Ona unika tego tematu jak ognia, ciągle mówiąc,
że jeszcze za wcześnie. Ale z całowaniem, przytulaniem i innymi
czułościami nie mają problemów... Boli mnie tylko to, że
czasem o mnie zapomina. Cóż, mówiłam kiedyś, że
Louis to całkiem spoko chłopak, ale teraz nie jestem tego taka
pewna. Ona się zmieniła.. Może nie tak bardzo, ale jednak. Coraz
więcej czasu spędza właśnie z nim. Mimo to zawsze zapewnia mnie,
że jestem dla niej najważniejsza, ale czy to prawda?
I teraz to najgorsze. Samantha i Michael są razem. Jak to się
stało? Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że chodzą ze sobą od
dwóch tygodni. Jak dotąd starałam się unikać Michaela, a
teraz nie mam wyjścia. Muszę spędzać z nim czas, bo kocham moje
przyjaciółki i nie przestanę przez to, że mają chłopaków
których ja nie lubię. Starałam się z nią rozmawiać, ale
nie dało się. Jak przemówić zakochanej do rozumu? Nie da
się! I tu jest problem. Ale co, jeśli on po prostu ją
wykorzystuje? I jeśli za miesiąc ją rzuci dla innej? Och, nie
daruję mu wtedy.
A może serio ją kocha? To co zrobił na dyskotece ze mną, to był
tylko jednorazowy wygłup... W sumie jest dorosły i chyba na tyle
dojrzały, by wiedzieć co to miłość...
Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam, co myśleć. Tyle pytań,
jeszcze więcej odpowiedzi, zupełnie pomieszanych. Co do czego
pasuje? Czuję się tak, jakby ktoś wszedł do mojej głowy,
pootwierał tam wszystkie szufladki, powyciągał najważniejsze
informacje i rozsypał na środku, dodatkowo po tym skacząc.
- Hope, ten głupek to ciebie przyszedł!
Kochana siostrzyczka. Tak uroczo zawsze wita mojego chłopaka, gdy
przychodzi do mnie w odwiedziny, co zdarza się rzadko. Niestety, ale
oboje ledwo wytrzymujemy w tym domu wariatów.
- Lecę - odpowiedziałam cicho. Zbiegłam po schodach, niemal z nich
spadając. Pod drzwiami popchnęłam Gabrielle w stronę salonu dając
jej znak, żeby się odczepiła. Wystawiła mi tylko język,
poprawiła włosy i odeszła. A ja szybko przejrzałam się w lustrze
i z uśmiechem otworzyłam drzwi.
- Cześć, kochanie. - Pocałował mnie w policzek i nie czekając na
nic wszedł do środka. Mimo wszystko czuł się tu jak u siebie.
- Hej - mruknęłam. - Idziemy do mnie?
Bez odpowiedzi pociągnął mnie za rękę w stronę schodów.
Będąc już w moim pokoju rzuciłam się na łóżko, a on
przysiadł się do mnie.
- I co? Wszystko gotowe? - zapytałam.
- Tak, jutro zrobicie tylko to, co macie zrobić i będzie
perfekcyjnie.
No tak. Co roku ja, Sam, Diana i Dylan robiliśmy sobie taką małą,
wcale nie przypominającą Wigilii Wigilię. Polegało to na
obejrzeniu kilku filmów, porozmawianiu i pośmianiu się... Ja
z Sam zajmowaliśmy się jedzeniem, Smith i Black wszelkiego rodzaju
napojami. Mieliśmy taką kolejkę, Diana, Sam, ja, Dylan. Nigdy nie
mogliśmy się zdecydować, w czyim domu mamy zorganizować te
mini-święta, więc czemu nie uzgodnić by czegoś takiego? Tym
razem padło na Samanthe. Na moje nieszczęście dojdą nam jeszcze
dwie osoby...
- Nie będzie.
- Czemu tak myślisz? - Objął mnie czule ramieniem i pocałował w
policzek. - Ja myślę, że wszystko pójdzie jak po...
- Ale ja chcę, żeby było tak jak kiedyś! - przerwałam mu. -
Teraz dojdzie Jackson... I Louis!
- Myślałem, że go lubisz.
- Bo lubiłam. Nie zauważyłeś, że się zmienił?
- Może trochę... Spędza z Dianą wiele czasu, ale chyba nie mam z
tym problemu.
- A ja mam. On ją zmienia, rozumiesz? Zrobiła się jakaś taka...
Spokojniejsza! Rozkojarzona, cicha... A to nie jest moja
przyjaciółka!
- Po prostu się zakochała. - Zaśmiał się. - Ty też się
zmieniłaś, tylko inaczej niż ona. Na odwrót. Zobaczysz, że
minie trochę czasu i wszystko wróci do normy.
- Jesteś za mądry - warknęłam.
Roześmiał się, po czym pocałował w usta. Czule, z nutką
namiętności. Czyli tak, jak lubię najbardziej.
- Wiesz przecież, że ja jestem najlepszy.
~*~
Dylan został u mnie na noc, więc następnego dnia bezproblemowo
pojechaliśmy do Sam około jedenastej. Musieliśmy jej pomóc
w przygotowaniach - jak co roku zresztą robiliśmy to wszystko
wspólnie. Ja i blondi gotowałyśmy i ogólnie
zajmowałyśmy się jedzeniem, Dylan załatwiał filmy i muzykę a
Diana zarządzała napojami. Ciekawi mnie to, jak w tym roku
podzielimy się obowiązkami. W końcu dochodzą dwie nowe osoby...
I jeszcze prezenty. Pomijając to, że nienawidzę ani ich wręczać,
ani dostawać to miałam ogromny problem z jego kupnem dla Michaela.
Przecież ja go prawie nie znałam, więc skąd miałam wiedzieć, co
lubi?
- Kochanie.
Poczułam delikatne szturchnięcie na ramieniu. Odwróciłam
się w stronę Dylana i zobaczyłam, że jesteśmy na miejscu.
- Mmm?
- Nad czym tak myślisz?
- A nad niczym - odparłam szybko i wyskoczyłam z czarnego auta. Nie
czekając na swojego chłopaka pobiegłam w stronę drzwi od domu
przyjaciółki. Bez pukania weszłam do środka, bo wiedziałam,
że jej rodzice są do jutra u dalszej rodziny, więc cały dom
mieliśmy dla siebie. Cały wielki dom, ponieważ nie da się
zaprzeczyć - Samantha mieszkała w pięknej willi z basenem. - Gdzie
jesteś?! - ryknęłam.
- Tutaj!
- Dużo mi to mówi...
- Przepraszam, już jestem. - Zjawiła się przede mną w starym
dresie i wysokim kucyku. - Kończyłam sprzątać łazienkę.
- Łazienkę? - zdziwiłam się. - Po co?
- Rodzice powiedzieli, że jeśli nie posprzątam to dostanę jakiś
durny szlaban. Znowu. - Jej policzki przybrały czerwonego koloru. Po
kilku sekundach od jej wypowiedzi obok mnie stanął szanowny Pan
Black z podłużnym workiem w rękach.
- Gdzie dać ci te ciuchy? - zapytał.
- Połóż w moim pokoju - odparła Sam.
Przytaknęłam i pewnym krokiem weszłam do kuchni. Były tam już
porozstawiane wszystkie potrzebne składniki - na dwa ciasta, na
pizzę, na ciasteczka i na trzy sałatki. Mówiłam, nietypowa
wigilia. Założyłam na siebie fartuch mamy mojej przyjaciółki
i wysoko upięłam włosy. Zaczęłam przygotowywać składniki
potrzebne do babeczek.
- Hope, muszę ci jeszcze coś powiedzieć! - pisnęła Samantha i
wbiegła do pomieszczenia. Zdziwiłam się, bo nie miała już na
sobie znoszonych ciuchów. Teraz na jej ciele leżały
dopasowane spodnie, koszula i skórzana kurtka. - Jadę razem z
Dylanem po napoje. Wino które zamówiliśmy mamy do
odbioru pięćdziesiąt kilometrów stąd. - No tak, mówiła
mi już wcześniej o tym ale sądziłam, że pojedzie po nie sama
Diana. A poza tym próbowałam im przemówić do rozumu
bo według mnie, sto dolarów za jedną butelkę jakiegoś tam
alkoholu to spora przesada. Zwłaszcza, że nie lubię tej odmiany
wina.
- Co proszę? - zakrztusiłam się. - I ja mam to wszystko zrobić
sama? Przecież sobie nie poradzę! Wiesz, ile tu jest roboty?
Jeszcze trzeba pokroić warzywa, zrobić ciasto na pizzę,
przygotować masę do...
- Spokojnie. - Roześmiała się. - Załatwiłam ci kucharza sto razy
lepszego ode mnie!
- Jeżeli znowu wynajęłaś gościa od sushi z rynku to...
- Cześć Dylan. - No pięknie. Jego kultura nie zna granic, bo
przecież nie ma to jak przerywać mi w połowie wypowiedzi. -
Widziałeś może... okej, nieważne.
Do pomieszczenia wkroczył Michael. Miał na sobie czarne jeansy i
białe skarpety. Spodobał mi się nadruk na jego koszulce, bo
znajdowała się tam Myszka Mickey, ale oczywiście mu tego nie powiem.
- Po co tu on? - warknęłam do blondynki.
- To twój nowy współpracownik! - krzyknęła
uradowana. Spojrzałam na nią błagalnie. Później swój
wzrok przeniosłam na niewinnie gwiżdżącego Dylana. Czyli wiedział,
super. Niestety - wybaczył Jacksonowi i teraz się... teraz
normalnie ze sobą rozmawiają. Bo przyjaźnią bym tego nie nazwała.
I na samym końcu, wściekłe już spojrzenie skierowałam na
Michaela. Szczerzył się głupio i wpatrywał w moją jakże ciekawą
reakcję.
- To ja idę. Nie pozabijajcie się tu. - Uśmiechnęła się Sam,
pocałowała w policzek swojego chłopaka i z gracją wyszła z
pomieszczenia.
Czułam na sobie jego wzrok.
- Ja też idę - dodał Dylan. - Powodzenia, skarbie. - Puścił mi
oczko i wyszedł.
Ja i Jackson sami w domu? Razem? Dobre.
Spojrzałam na niego zła. Chciał coś powiedzieć, ale mu
przerwałam.
- Nawet się nie waż. - Usiadłam na krześle i schowałam twarz w
dłoniach. Ja naprawdę go nie lubię. I naprawdę nie chcę z nim tu
siedzieć. Mogę sobie pójść?
- Dobrze ci idzie - mruknął, zakładając ręce za siebie. - Masz
jakieś zdolności telekinetyczne?
- Jesteś głupszy, niż myślałam. - Westchnęłam. - No ale cóż,
ponoć głupota nie boli. Tak? Tak. Więc mnie też nie będzie.
- Jeśli by bolała, to zwijałabyś się teraz na podłodze z bólu.
Mam rację? - Uśmiechnął się niewinnie i uroczo.
Tak, uroczo.
Bo choć go bardzo nie lubię, to uśmiech miał ładny.
Ale tego też mu nie powiem.
- Spytam jeszcze raz - co oni wszyscy w tobie widzą?
- No jak to co? - Zakpił. - Przecież jestem boski. Od stóp
do głów. Widzisz? Nie? No dobra. Zafunduję ci okulary. Wtedy
moja boskość cię oślepi, i trzeba będzie kupić znowu. Ech...
jak tu ze mną żyć?
- Ty wiesz co, że też zadaję sobie to pytanie?
Uśmiechnął się do mnie i w końcu usiadł na krześle.
- To co, robimy to jestem czy nie? - zapytał.
- No to zabieraj się do roboty.
- Jestem gotów! - krzyknął dumnie i jak torpeda ruszył w
stronę blatu. Założył fartuszek taty Samanthy (tak, taty) i wziął
największy nóż w rękę.
- Boże, chroń mnie przed nim - wyszeptałam niemalże płacząc. -
Błagam, uchroń mnie od jego głupoty, bo teraz serio może zaboleć.
- Jestem niegroźny. - Nagle znalazł się obok mnie. Uśmiech nie
schodził z jego twarzy. - Nie masz czego się bać.
~~~~
Cześć i czołem wszystkim tu zebranym.
Na samym początku nadmienię, że jestem zawiedziona - przez cały tydzień nie dostałam ani jednego komentarza. A teraz? Jest ich aż pięć.
Następnym razem nie będę taka łagodna. Oj, niu niu niu.
No. I git.
Co by tu jeszcze... Jestem zmęczona, Kama u mnie jest a jeszcze trzeba w simsy pograć.
Michael i mój żon się tworzy.
A propo żona stworzonego przez Kamę - taki pozytywny cytacik od niej sprzed chwili.
"Niech się wszyscy cieszą, bo się powieszą."
Tak.
I nic więcej nie będę tu pisać.
Czemu?
Bo i tak umrzemy.
Dobranoc.
Malffu ♥
najlepszy moment " - Jeśli by bolała, to zwijałabyś się teraz na podłodze z bólu. Mam rację? - Uśmiechnął się niewinnie i uroczo.
OdpowiedzUsuńTak, uroczo.
Bo choć go bardzo nie lubię, to uśmiech miał ładny." dlaczego ona go tak nie lubi i dlaczego on chodzi z jej przyjaciółką nic juz z tego nie rozumiem:(( za tydzien prosimy wpis rano bo dzisiejsza sobota mineła mi na rozmyslaniu co też dziś nowego wymyśliła Malffu :) :D
Świetne szkoda ze nie dluzsze ;)
OdpowiedzUsuńw końcu post ! niestety dla mnie dopiero niedzielny poranek okazał się szczesliwym dniem ponieważ choc wczoraj czekalam to sen wygrał ;) Częśc świetna,jest więcej Michaela co dla mnie równa się rowniez ciekawiej,ale chłopaka Hope to ja nie lubie. Czekam nieubłaganie na następną i juz odliczam dni ! pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa i skonczylam czytac poprzednie czesci ! super piszesz nie moge doczekac sie az zacznie iskrzyc miedzy Hope a MJ !
OdpowiedzUsuńMiesiąc później.
OdpowiedzUsuńNie no, ja dopiero niecałe dwa tygodnie po czasie, ale u ciebie już jest miesiąc. c:
I widzę, że się porobiło.
Diana i Louis.
Nie no, spoko. Niech się tam ciumka z kim chce, konkretnych przeciwwskazań nie mam, cóż...
Głupio tylko wychodzi, bo Hope się boi, że ją ktoś zacznie ignorować ze względu na bojfrenda, a tu ona sama się już pukała z Dylanem. NO SORY HOPE, SEKSIĆ SIĘ TO POWAŻNY KROK.
Yhkhym.
Samatha i Michael.
I co, Hope?
WCIONSZ CHCE CI SIE CIUMKAĆ?
Nie oceniaj Mikunia z góry, niewdzięczna istoto. On się jeszcze zmieni, zobaczysz.
Oj, zobaczysz.
O, DYLAN SZYSZEDŁ C:
Pseudo wigilia. Lubię to.
A jak już w temacie grudnia jesteśmy, to mam przed oczami scenkę jak w sylwestra gotujemy ziemniaki. Nie wiem czemu.
Zróbmy razem obiad.
Spalmy ziemniaki, ugotujmy je w mikrofali
C:
Ha! Hope nie chce Luisa i Dżeksona na pseudo Wigilii! A DYLANA TO WCISNĘŁAŚ, NIE?
Neeext.
*Pomijam jakże wielki bulwers Hope, przyjazd do domu i tfoje wspaniałe opisy. Czeka ważniejsza rzecz.*
MIKUNIO!
NO SZEŚĆ. C:
''Do pomieszczenia wkroczył Michael. Miał na sobie czarne jeansy i białe skarpety.''
Przez pierwsze sekundy po przeczytaniu tego fragmentu myślałam, że Mike wszedł w SAMYCH DŻINSACH I SKARPETACH, KTÓRE HOPE KLAROWNIE PODKREŚLIŁA. XD
No i później szysko spieprzyłaś. Mickey, lubię cię, ale nie tym razem. ;/
''Masz jakieś zdolności telekinetyczne?''
Wyczuwam powrót do początków naszej przyjaźni, rozmów na Skype i telepatii. ccc:
''Bo choć go bardzo nie lubię, to uśmiech miał ładny.
Ale tego też mu nie powiem.''
CZEGO MU JESZCZE NIE POWIESZ?
Że się będziecie niebawem (czytaj: wtedy, kiedy Malffu będzie się chciało) ciumkać?
Kochanie, nie unikniesz tego.
No i na koniec najlepsze.
''- Jestem niegroźny. - Nagle znalazł się obok mnie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Nie masz czego się bać.''
Widzę ciebie i twój wzrok, kiedy trzymasz mikser, jak narzędzie zła.
Gdyby wtedy nie było w tej kuchni tak ciemno, to może nie miałabym schizy do końca życia. ._.
A teraz wybacz. Lecę do R8, myć się i kończyć fiszki z niemieckiego.
Fuuuuuck.
~Raffy
CHAMSKA REKLAMA, NOWY U MNIE
simple-story-about-life.blogspot.com
Hope chyba za bardzo się przejmuje chłopakami przyjaciółek, może nie powinna. Zobaczymy co dalej z tego wyniknie.
OdpowiedzUsuń--------------------------
- "Zbyt dużo rzeczy, które wywróciły moje życie jeszcze bardziej, niż było." - coś mi w tym zdaniu nie pasuje, w jego sensie.
- "Nad czym tak myślisz?" - moze lepiej o czym, bo trochę to dziwnie brzmi.
Poza malutkimi błędami, całość jak najbardziej świetnie się czyta.
-"Wtedy moja boskość cię oślepi," - ten jest dialog genialny, oby tak dalej. :)