piątek, 10 października 2014

Rozdział 4

 "Kto nie zna Michaela Jacksona?"


- Ludzie! Michael przyszedł!
Nagle uwaga wszystkich została skierowana na nieproszonego gościa. Rzucili się na niego, jakby był jakimś Bóstwem co sprawiło, że tylko ja, Dylan, Sam i Diana zostaliśmy na parkiecie. Zacisnęłam dłonie w pięści i zamknęłam oczy.
Jak on śmie wracać tu po trzech latach, bez słowa zapowiedzi, myśląc, że każdy przyjmie go tu z otwartymi ramionami? Sądzi, że jeśli nagrał jeden solowy album, już będzie go kochać tysiące rozwrzeszczanych i głupich nastolatek?
- Kochanie, nie spinaj się... - wymruczał mi do ucha Dylan. - Nie musisz zwracać na niego uwagi. Nie warto. - Pocałował mnie w szyję. Jęknęłam coś cicho pod nosem i odwróciłam się w jego stronę. - Rodziców nie ma w domu na kilka dni. Posiedzimy tu jeszcze chwilę i się zmyjemy. Co ty na to?
W odpowiedzi uśmiechnęłam się delikatnie. Już miałam coś powiedzieć, ale pan Jestem Sławny I Mam Wszystko Czego Chcę mi przerwał.
- Stęskniłem się za wami... Trasa z The Jacksons mnie wykończyła, ale na razie nie planuję żadnego wyjazdu.
Och, jakie to urocze.
Odetchnęłam głęboko. Stwierdziłam, że nie ma większego sensu denerwowanie się na niego. Po prostu będę zachowywać się tak, jakbym go nie znała.
Tylko teraz pozostaje pytanie - kto nie zna Michaela Jacksona?

Impreza trwała w najlepsze. Zdążyłam już wypić kilka drinków i na tym poprzestałam, bo nie miałam zamiaru wracać do domu chwiejąc się na wszystkie możliwe strony. Było grubo po dwudziestej trzeciej, noc jeszcze młoda. Rzekłabym, że nawet nie zdążyła się zacząć! Osoby do tej pory tańczące zrobiły sobie przerwę i parkiet stał się pusty. Zaczęłam szukać wzrokiem Diany i Sam. Blondi nie znalazłam, ale Ciemnowłosa stała w kącie pokoju razem z jakimś wysokim chłopakiem.
Zaraz, zaraz... Louis! Gadała z Louisem! No nie wierzę. Albo znowu się upiła, albo to on do niej zagadał.
Uśmiechnął się do niej, ona zatrzepotała kilka razy rzęsami... Scena jak z jakiegoś młodzieżowego romansidła. Jutro pobawimy się w spowiedź. Zobaczymy, jak daleko się posunęła.
Po chwili zachciało mi się pić. Podeszłam do barku, gdzie na moje nieszczęście stał Jackson. Rozmawiał z jakąś niską, rudą dziewczyną. Przemknęłam cicho obok nich, byle tylko się napić i wrócić. Nalewając sobie oranżady słyszałam ich rozmowę.
- Co robisz jutro, Mikey?
- Jutro mam zajęty grafik. Niedługo wydaję nową płytę i mam sporo pracy.
- Super! Możesz mi coś o niej powiedzieć? - Miała strasznie piskliwy głos. I chyba ją nawet skądś kojarzyłam, przez jakiś czas chodziła ze mną do klasy. Później się wypisała.
Zapamiętałam ją jako nieśmiałą dziewczynę. Bardziej od tej, którą ja byłam kiedyś. Nosiła okulary i spinała włosy w wysokiego kucyka. Była wzorową uczennicą... A tu proszę, tona makijażu na twarzy, miniówa i rozpuszczone, pokręcone włosy. No i jeszcze zarywa do takiej, że tak się wyrażę, osobistości.
- Nie wolno mi zdradzać takich informacji. - Próbował ją spławić, to było widać na kilometr.
- Szkoda... To może w weekend?
- Umm... - zawahał się - Mam spotkanie z producentem.
- To spotkajmy się kiedy będziesz miał czas. - Przysunęła się do niego blisko.
- Słuchaj, nie szukam teraz nikogo. Wybacz, muszę już iść.
Ognistowłosa została sama przy stoliku z chipsami. Aż żałuję, że nie zagadała go dłużej. Cudownie jest patrzeć na głupie laski robiące sobie nadzieję na to, że Michael zwróci na nie kiedykolwiek uwagę.
Zrobiłam to, co miałam zrobić i wróciłam do Dylana siedzącego na kanapie.
- Jak się bawisz?
- Zaczyna się robić nudno - odpowiedział i wziął łyka coli z puszki.
- Też tak sądzę. Zaraz spadamy, nie?
Przytaknął mi i przytulił do siebie. W międzyczasie Dominica wyszła na środek pokoju i coś tam sobie mówiła, ale jej nie słuchałam. To był mój błąd, bo słowa które wypowiedziała pewnie były znakami ostrzegawczymi kierowanymi w moją stronę.
Na środek wystąpił Michael. Coś tam mruknął do swoich fanek, one westchnęły onieśmielone jego „urokiem” i zaczął śpiewać.
Niby starał się zachować w tajemnicy, na kogo patrzy, ale wykonując Girlfriend cały czas gapił się na mnie. Dziewczyny wlepiały spojrzenia w Jacksona, więc całe szczęście nie widziały tej całej scenki.
Co on sobie myśli? Przecież doskonale wie, że mam chłopaka. I myślę, że powinien też wiedzieć o tym, że wkurza mnie tym swoim gwiazdorzeniem.
Zła na maksa wyszłam z domu.
- Hope, zaczekaj! - Dylan podbiegł do mnie i złapał za ramiona. - Gdzie idziesz?
- Pytasz się, jakbyś nie widział tego, co przed chwilą zaszło.
- Ale kiedy nic nie zaszło, Słońce. Zaśpiewał jakąś głupią piosenkę i tyle. Oboje doskonale wiemy, że to idiota i...
- Dobra, skończ. - Zrobił zdziwioną i urażoną minę. - Nie, nie o to mi chodzi. Po prostu nie chcę o nim teraz myśleć. Wolę zająć się czymś innym.
Zimny podmuch wiatru opatulił moją bladą twarz. Zadrżałam lekko, co pewnie zauważył, bo objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się do niego w podzięce i jeszcze bardziej wtuliłam w czarną koszulę.
- Czymś innym? O czym na przykład? - Uśmiechnął się zalotnie i poruszył zabawnie brwiami. - Wiem, że przy kimś takim jak ja nie można pohamować myśli, ale poczekajmy aż wrócimy...
- Myślałam bardziej o powrocie do domu i pójściu spać. - Mimo, że było ciemno, dostrzegłam delikatne rumieńce na jego twarzy.
- Tak, mnie też przecież o to chodziło...
Złapał się zakłopotany za kark i nerwowo otworzył auto. Rozbawiona jego zachowaniem zajęłam miejsce pasażera.
Pierwsze pięć minut jechaliśmy nic nie mówiąc.
- Zboczeniec. - Przerwałam panującą ciszę i zaczęłam się śmiać.
- Nie przesadzasz? Nie jest ze mną chyba jeszcze aż tak źle.
- No chyba mi nie powiesz, że kłamię.
- Wiesz...
- Jak możesz! - przerwałam mu. - Nawet nie kończ. Gdybyś teraz nie prowadził, to bym się na Ciebie rzuciła!
- Zaraz będziemy w domu, wytrzymaj. Jesteś napalona, ja to rozumiem, ale się uspokój.
Warknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i oparłam głowę o szybę. Usłyszałam jeszcze stłumiony śmiech chłopaka i dojechaliśmy na miejsce. Black wyszedł z auta i jak dżentelmen otworzył mi drzwi. Że też on musi być taki...
Poraziłam go groźnym spojrzeniem, po czym wyszłam z pojazdu.

~*~

Po cichu stąpałam po schodach prowadzących na piętro mieszkania. Chciałam znaleźć się w łazience i po prostu zanurzyć w wodzie, żeby trochę odpocząć. A z Dylanem na pewno nie byłoby to możliwe.
Z dumą wymalowaną na twarzy, że nie zwróciłam na siebie uwagi, chciałam zrobić przedostatni krok do mojego prywatnego raju.
Ta. Chciałam.
- A gdzie to się wybierasz? - Ciemnowłosy podniósł brew i przyjął tę „kobiecą” postawę. Czyli oparł ręce na biodrach, podparł się na jednej nodze i spojrzał na mnie tym przeszywającym spojrzeniem.
Chcąc nie chcąc, wyglądał komicznie.
- Ja naprawdę tak wyglądam? - zapytałam przerażona.
Dość często bywało tak, że on coś przeskrobał, a ja wyznaczałam mu jakąś karę... Ale najpierw robiłam to, co on teraz.
O zgrozo.
- To nie jest ważne - mruknął i nie czekając na nic, wpił się w moje usta. Oderwać było mi się niesamowicie ciężko, ale musiałam coś zrobić.
O nie, to nie ja jestem ta słabsza.
- Daj mi się wykąpać.
- A potem?
- Potem, może...
- Super - przerwał i pocałował mnie w policzek, znikając w swoim pokoju.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i zamykając się w upragnionej łazience, zdjęłam swoje ciuchy. Były rozrzucone po całym pomieszczeniu, ale nie przejmowałam się tym.
Dość duży pokój był ładnie wystrojony. Przez w większości białe kafelki na ścianach przeplatały się gdzieniegdzie różne odcienie szarości. Naprzeciw wejścia wisiał duży, ciemno-szary obraz, przedstawiający jakąś kobietę. Zaraz obok niego stała niewielka kabina prysznicowa, a po drugiej stronie duża wanna. Oczywiście nie obyło się bez ozdób - które mama Dylana uwielbiała. Jakieś figurki, sztuczne i żywe kwiaty, dywaniki - wszystko miało swoje miejsce.
Odetchnęłam głęboko i zdecydowałam się na prysznic.
Uwielbiałam to. Mogłabym siedzieć godzinami pod strumieniem i czuć, jak gorąca woda pieści moje ciało, jak dokładnie je bada, dodatkowo przyjemnie mnie łaskocząc. To był czas na przemyślenia, kiedy nikt mi nie przeszkadzał. Byłam tylko ja i moje myśli, sam na sam.

- Długo jeszcze?! - ryknął Dylan, waląc w drzwi.
I po moim spokoju.
- Przecież dopiero weszłam!
- Dopiero? Siedzisz już tam godzinę!
No, to ładnie. Nie spodziewałam się.
Ale mogłam.
Doskonale wiedziałam, że w łazience zawsze tracę poczucie czasu. Ale to nie to, co wszystkie dziewczyny... Ja się tyle nie maluję, nie ubieram, nie czeszę. Ja po prostu myślę.
Nie odpowiedziałam mu. Zakręciłam wodę i wyskoczyłam szybko z kabiny, otulając się miękkim ręcznikiem. Robiąc sobie tak zwany „turban” na głowie, jednocześnie wciągałam na siebie bieliznę. Pochwyciłam szybko jakąś koszulę z wieszaka i ją na siebie ubrałam. Pędem wybiegłam z łazienki, wpadając na Blacka. Pachniał jak zawsze bosko.
- Zatrzasnęłaś się tam, czy co?
Uśmiechnęłam się tylko delikatnie i wspięłam na palce, by go pocałować.
Stawaliśmy się coraz bardziej namiętni. Wplotłam dłonie w jego włosy, czochrając je przy tym. On swoją dłoń przeniósł na moją talię, a potem nieco niżej.
Nigdy nie lubił owijać w bawełnę. Działał szybko.
Przeszliśmy do jego pokoju. Położył mnie na łóżku i spojrzał na mnie zachłannym wzrokiem. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Jeździł dłońmi po moich udach, ja ściągałam z niego górną część stroju.

- Ładna koszula - szepnął odrywając się na chwilę. - Ale myślę, że nie będzie ci już potrzebna.


~~~~
Helou.
Mam nadzieję, że tym razem nie będziecie narzekać na długość tego rozdziału (co innego na jakość, ale chyba nie jest tak źle?)... :D
So... Dzieje sie, Mike wkroczył do akcji. Mało go było, ale zawsze coś, prawda? 
Nie czepiać się końcówki, okay? Tak mi jakoś pasowało po prostu. XD W końcu to miłość jest, nie? A oni są już dawno pełnoletni... C:
Nie chcę się zbyt rozpisywać, bo jestem zmęczona i ten tydzień był dla mnie męczący... Szkoło, I hate love you. :)))
Humor też ostatnio mam taki sobie, kilka problemów osobistych, rozsypka emocjonalna po Mieście 44 (polecam serdecznie, każdy Polak powinien obejrzeć), książka z Michaelem idzie do mnie już trzeci tydzień... To tylko 500 kilometrów, no ludzie.
Nie jestem dobra w pisaniu dopisek... Więc po prostu się pożegnam i dodam rozdziała 30 minut przed czasem. A co sie bede.
PS. Malffuseg się cieszy, bo w poniedziałek nowy The Walking Dead. Tak, musiała się pochwalić. <333

Malffu ♥


6 komentarzy:

  1. A moim skromnym zdaniem Hope nie powinna iść z Dylanem do łóżka. Dlaczego?
    1. BO MAJKEL.
    2. Bo to nie wypada. Po prostu... za szybko.
    Te dwa powody powinny Ci wystarczyć - reszta... dłuuuga dyskusja. Ale pomijając już moje zdanie w tej kwestii...
    Wracam do MIKE'A. NARESZCIE, YEAH. Ale za mało, zdecydowanie. Czekam aż zacznie się z nim jakaś ciekawa akcja typu podpalanie włosów na chemii (aj, zapamiętałam to sobie i nie odpuszczę, oj nie). Chcę jakieś wybuchy albo coś. CZEKAM NA ROZWÓJ WĄTKU. O TAK.
    Dylan, jesteś okropny i nakazuję ci abdykować na rzecz Michaela. Dziś. Teraz. No już!
    To ogólnie mówiąc: czekam na część kolejną. Mam nadzieję, że wyrobię się z jej skomentowaniem, ale nie gwarantuję, bo - nie ukrywam - będzie to ciężki tydzień. Ale przeczytam. Masz to w gwarancji.
    To... do soboty :)

    Yeaew z R5ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, jeśli chodzi o to, że poszli do łóżka za szybko w opowiadaniu to spoko, ale jeśli oni jako para za wcześnie... Powiem tyle - to nie ich pierwszy raz. D:
      Mają przecież po ponad dwadzieścia lat. XD
      Ale ślicznie dziękuję za wyrażenie swojej opinii.
      I zastosuję się do ponownego podpalenia włosów przez Mike'a. :D

      Usuń
  2. JESTEM!
    NAPRAWIŁAM!
    TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!

    Komentarz na szybo, bo zaraz wychodzę, a ta dzida o nazwie Blogger się nade mną znęca. .__.

    JEST MIKE!
    Co prawda uznany przez Hope za zadufanego w sobie debila, ale jest i to się liczy. XD
    Zboczeństwo Dylana? Łuhuhuhuhu.
    A TA WSPÓLNA NOC?
    A PAMIĘTASZ JAK NA MOIM PIERWSZYM BLOGU TAK DZIWNIE NA MNIE PATRZYŁAŚ PO PIERWSZEJ NOCY ROSSA I LAU? CC':
    Nie obraziłabym się, gdybyś dokładniej to opisała... Na prawdę. c:
    A ty Yeaew się nie znasz, ty lepiej o wspólnych nocach myśl u siebie, ja tu na następny rozdział tam czekam, a ty się na blogu Malffu opierdzielasz. ;_;
    Co tam jeszcze...
    Chyba szysko.
    Idę lakierować czołg i przerysowywać plan mordu, Ania się niecierpliwi.
    Ale pierw zapierdzielam do sklepu :')

    WRACAJ ZE SZTANDARU I UCZYĆ SIĘ, JA DZISIAJ O 9 JUŻ W DOMU BYŁAM C:
    LAMUS.

    ~Raffy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarbie, kochanie.
      Sztandar skończył mi się o 13, ale ani dzisiaj, ani wczoraj, ani w piątek nie miałam lekcji. Do tego piątku zero sprawdzianów, kartkówek, zadań domowych i brania do odpowiedzi.
      A teraz leć do notatek i kuj na jutro, papryczko.

      Usuń
    2. Te, Raffy, wszyscy kochają Malffu, tak? Tak. Więc dajże mi się to trochę poobijać. No nie bądź taka zua dla mnie. :<
      Już tu też odpowiem na odpowiedź Malffu do mojego poprzedniego komentarza; so.
      Wiesz, to są tylko moje poglądy - nie ma obowiązku akceptacji ich c;
      A na akcję podpalenia czekam niecierpliwie. Nie zawiedź mnie. ;]
      Na serio.
      NIE ZAWIEDŹ.

      Ok, to do soboty. c:

      ~Niezalogowana Yeaew
      z R5ff. ;>

      Usuń
  3. Aaaaaa Michael!!!!
    Fangirling na całego po prostu :) Jeszcze śpiewał moją ulubioną piosenkę z tej płyty <3
    A Dylana całkiem lubię. Tylko jestem ciekawa co to będzie za armagedon jak ona wróci do domu :D
    TWD <3

    OdpowiedzUsuń