"Kto nie zna Michaela Jacksona?"
- Ludzie! Michael przyszedł!
Nagle uwaga
wszystkich została skierowana na nieproszonego gościa.
Rzucili się na niego, jakby był jakimś Bóstwem co sprawiło,
że tylko ja, Dylan, Sam i Diana zostaliśmy na parkiecie.
Zacisnęłam dłonie w pięści i zamknęłam oczy.
Jak on śmie wracać
tu po trzech latach, bez słowa zapowiedzi, myśląc, że każdy
przyjmie go tu z otwartymi ramionami? Sądzi, że jeśli nagrał
jeden solowy album, już będzie go kochać tysiące rozwrzeszczanych
i głupich nastolatek?
- Kochanie, nie
spinaj się... - wymruczał mi do ucha Dylan. - Nie musisz zwracać
na niego uwagi. Nie warto. - Pocałował mnie w szyję. Jęknęłam
coś cicho pod nosem i odwróciłam się w jego stronę. -
Rodziców nie ma w domu na kilka dni. Posiedzimy tu jeszcze
chwilę i się zmyjemy. Co ty na to?
W odpowiedzi
uśmiechnęłam się delikatnie. Już miałam coś powiedzieć,
ale pan Jestem Sławny I
Mam Wszystko Czego Chcę mi przerwał.
- Stęskniłem się
za wami... Trasa z The Jacksons mnie wykończyła, ale na razie nie
planuję żadnego wyjazdu.
Och, jakie to
urocze.
Odetchnęłam
głęboko. Stwierdziłam, że nie ma większego sensu denerwowanie
się na niego. Po prostu będę zachowywać się tak, jakbym go nie
znała.
Tylko teraz
pozostaje pytanie - kto nie zna Michaela Jacksona?
Impreza
trwała w najlepsze. Zdążyłam już wypić kilka drinków i na
tym poprzestałam, bo nie miałam zamiaru wracać do domu chwiejąc
się na wszystkie możliwe strony. Było grubo po dwudziestej
trzeciej, noc jeszcze młoda. Rzekłabym, że nawet nie zdążyła
się zacząć! Osoby do tej pory tańczące zrobiły sobie
przerwę i parkiet stał się pusty. Zaczęłam szukać wzrokiem
Diany i Sam. Blondi nie znalazłam, ale Ciemnowłosa stała w kącie
pokoju razem z jakimś wysokim chłopakiem.
Zaraz,
zaraz... Louis! Gadała z Louisem! No nie wierzę. Albo znowu się
upiła, albo to on do niej zagadał.
Uśmiechnął
się do niej, ona zatrzepotała kilka razy rzęsami... Scena jak z
jakiegoś młodzieżowego romansidła. Jutro pobawimy się w
spowiedź. Zobaczymy, jak daleko się posunęła.
Po
chwili zachciało mi się pić. Podeszłam do barku, gdzie na moje
nieszczęście stał Jackson. Rozmawiał z jakąś niską, rudą
dziewczyną. Przemknęłam cicho obok nich, byle tylko się napić i
wrócić. Nalewając sobie oranżady słyszałam ich rozmowę.
- Co
robisz jutro, Mikey?
- Jutro
mam zajęty grafik. Niedługo wydaję nową płytę i mam sporo
pracy.
- Super!
Możesz mi coś o niej powiedzieć? - Miała strasznie piskliwy głos.
I chyba ją nawet skądś kojarzyłam, przez jakiś czas chodziła ze
mną do klasy. Później się wypisała.
Zapamiętałam
ją jako nieśmiałą dziewczynę. Bardziej od tej, którą ja
byłam kiedyś. Nosiła okulary i spinała włosy w wysokiego kucyka.
Była wzorową uczennicą... A tu proszę, tona makijażu na twarzy,
miniówa i rozpuszczone, pokręcone włosy. No i jeszcze zarywa
do takiej, że tak się wyrażę, osobistości.
- Nie
wolno mi zdradzać takich informacji. - Próbował ją spławić,
to było widać na kilometr.
-
Szkoda... To może w weekend?
- Umm...
- zawahał się - Mam spotkanie z producentem.
- To
spotkajmy się kiedy będziesz miał czas. - Przysunęła się do
niego blisko.
-
Słuchaj, nie szukam teraz nikogo. Wybacz, muszę już iść.
Ognistowłosa
została sama przy stoliku z chipsami. Aż żałuję, że nie
zagadała go dłużej. Cudownie jest patrzeć na głupie laski
robiące sobie nadzieję na to, że Michael zwróci na nie
kiedykolwiek uwagę.
Zrobiłam
to, co miałam zrobić i wróciłam do Dylana siedzącego na
kanapie.
- Jak
się bawisz?
-
Zaczyna się robić nudno - odpowiedział i wziął łyka coli z
puszki.
- Też
tak sądzę. Zaraz spadamy, nie?
Przytaknął
mi i przytulił do siebie. W międzyczasie Dominica wyszła na środek
pokoju i coś tam sobie mówiła, ale jej nie słuchałam. To
był mój błąd, bo słowa które wypowiedziała pewnie
były znakami ostrzegawczymi kierowanymi w moją stronę.
Na
środek wystąpił Michael. Coś tam mruknął do swoich fanek, one
westchnęły onieśmielone jego „urokiem” i zaczął śpiewać.
Niby
starał się zachować w tajemnicy, na kogo patrzy, ale wykonując
Girlfriend cały czas gapił
się na mnie. Dziewczyny wlepiały spojrzenia w Jacksona, więc całe
szczęście nie widziały tej całej scenki.
Co
on sobie myśli? Przecież doskonale wie, że mam chłopaka. I myślę,
że powinien też wiedzieć o tym, że wkurza mnie tym swoim
gwiazdorzeniem.
Zła na maksa wyszłam z domu.
- Hope, zaczekaj! - Dylan podbiegł do mnie i złapał za ramiona. -
Gdzie idziesz?
- Pytasz się, jakbyś nie widział tego, co przed chwilą zaszło.
- Ale kiedy nic nie zaszło, Słońce. Zaśpiewał jakąś głupią piosenkę i tyle. Oboje doskonale wiemy, że to
idiota i...
- Dobra, skończ. - Zrobił zdziwioną i urażoną minę. - Nie, nie
o to mi chodzi. Po prostu nie chcę o nim teraz myśleć. Wolę zająć
się czymś innym.
Zimny podmuch wiatru opatulił moją bladą twarz. Zadrżałam lekko,
co pewnie zauważył, bo objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się
do niego w podzięce i jeszcze bardziej wtuliłam w czarną koszulę.
- Czymś innym? O czym na przykład? - Uśmiechnął się zalotnie i
poruszył zabawnie brwiami. - Wiem, że przy kimś takim jak ja nie
można pohamować myśli, ale poczekajmy aż wrócimy...
- Myślałam bardziej o powrocie do domu i pójściu spać. -
Mimo, że było ciemno, dostrzegłam delikatne rumieńce na jego
twarzy.
- Tak, mnie też przecież o to chodziło...
Złapał się zakłopotany za kark i nerwowo otworzył auto.
Rozbawiona jego zachowaniem zajęłam miejsce pasażera.
Pierwsze pięć minut jechaliśmy nic nie mówiąc.
- Zboczeniec. - Przerwałam panującą ciszę i zaczęłam się
śmiać.
- Nie przesadzasz? Nie jest ze mną chyba jeszcze aż tak źle.
- No chyba mi nie powiesz, że kłamię.
- Wiesz...
- Jak możesz! - przerwałam mu. - Nawet nie kończ. Gdybyś teraz
nie prowadził, to bym się na Ciebie rzuciła!
- Zaraz będziemy w domu, wytrzymaj. Jesteś napalona, ja to
rozumiem, ale się uspokój.
Warknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i oparłam głowę
o szybę. Usłyszałam jeszcze stłumiony śmiech chłopaka i
dojechaliśmy na miejsce. Black wyszedł z auta i jak dżentelmen
otworzył mi drzwi. Że też on musi być taki...
Poraziłam go groźnym spojrzeniem, po czym wyszłam z pojazdu.
~*~
Po cichu stąpałam po schodach prowadzących na piętro mieszkania.
Chciałam znaleźć się w łazience i po prostu zanurzyć w wodzie,
żeby trochę odpocząć. A z Dylanem na pewno nie byłoby to
możliwe.
Z dumą wymalowaną na twarzy, że nie zwróciłam na siebie
uwagi, chciałam zrobić przedostatni krok do mojego prywatnego raju.
Ta. Chciałam.
- A gdzie to się wybierasz? - Ciemnowłosy podniósł brew i
przyjął tę „kobiecą” postawę. Czyli oparł ręce na
biodrach, podparł się na jednej nodze i spojrzał na mnie tym
przeszywającym spojrzeniem.
Chcąc nie chcąc, wyglądał komicznie.
- Ja naprawdę tak wyglądam? - zapytałam przerażona.
Dość często bywało tak, że on coś przeskrobał, a ja
wyznaczałam mu jakąś karę... Ale najpierw robiłam to, co on
teraz.
O zgrozo.
- To nie jest ważne - mruknął i nie czekając na nic, wpił się w
moje usta. Oderwać było mi się niesamowicie ciężko, ale musiałam
coś zrobić.
O nie, to nie ja jestem ta słabsza.
- Daj mi się wykąpać.
- A potem?
- Potem, może...
- Super - przerwał i pocałował mnie w policzek, znikając w swoim
pokoju.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i zamykając się w upragnionej
łazience, zdjęłam swoje ciuchy. Były rozrzucone po całym
pomieszczeniu, ale nie przejmowałam się tym.
Dość duży pokój był ładnie wystrojony. Przez w większości
białe kafelki na ścianach przeplatały się gdzieniegdzie różne
odcienie szarości. Naprzeciw wejścia wisiał duży, ciemno-szary
obraz, przedstawiający jakąś kobietę. Zaraz obok niego stała
niewielka kabina prysznicowa, a po drugiej stronie duża wanna.
Oczywiście nie obyło się bez ozdób - które mama
Dylana uwielbiała. Jakieś figurki, sztuczne i żywe kwiaty,
dywaniki - wszystko miało swoje miejsce.
Odetchnęłam głęboko i zdecydowałam się na prysznic.
Uwielbiałam to. Mogłabym siedzieć godzinami pod strumieniem i
czuć, jak gorąca woda pieści moje ciało, jak dokładnie je bada,
dodatkowo przyjemnie mnie łaskocząc. To był czas na przemyślenia,
kiedy nikt mi nie przeszkadzał. Byłam tylko ja i moje myśli, sam
na sam.
- Długo jeszcze?! - ryknął Dylan, waląc w drzwi.
I po moim spokoju.
- Przecież dopiero weszłam!
- Dopiero? Siedzisz już tam godzinę!
No, to ładnie. Nie spodziewałam się.
Ale mogłam.
Doskonale wiedziałam, że w łazience zawsze tracę poczucie czasu.
Ale to nie to, co wszystkie dziewczyny... Ja się tyle nie maluję,
nie ubieram, nie czeszę. Ja po prostu myślę.
Nie odpowiedziałam mu. Zakręciłam wodę i wyskoczyłam szybko z
kabiny, otulając się miękkim ręcznikiem. Robiąc sobie tak zwany
„turban” na głowie, jednocześnie wciągałam na siebie
bieliznę. Pochwyciłam szybko jakąś koszulę z wieszaka i ją na
siebie ubrałam. Pędem wybiegłam z łazienki, wpadając na Blacka.
Pachniał jak zawsze bosko.
- Zatrzasnęłaś się tam, czy co?
Uśmiechnęłam się tylko delikatnie i wspięłam na palce, by go
pocałować.
Stawaliśmy się coraz bardziej namiętni. Wplotłam dłonie w jego
włosy, czochrając je przy tym. On swoją dłoń przeniósł
na moją talię, a potem nieco niżej.
Nigdy nie lubił owijać w bawełnę. Działał szybko.
Przeszliśmy do jego pokoju. Położył mnie na łóżku i
spojrzał na mnie zachłannym wzrokiem. Przyciągnęłam go do siebie
i pocałowałam. Jeździł dłońmi po moich udach, ja ściągałam z niego górną część stroju.
- Ładna koszula - szepnął odrywając się na chwilę. - Ale myślę,
że nie będzie ci już potrzebna.
~~~~
Helou.
Mam nadzieję, że tym razem nie będziecie narzekać na długość tego rozdziału (co innego na jakość, ale chyba nie jest tak źle?)... :D
So... Dzieje sie, Mike wkroczył do akcji. Mało go było, ale zawsze coś, prawda?
Nie czepiać się końcówki, okay? Tak mi jakoś pasowało po prostu. XD W końcu to miłość jest, nie? A oni są już dawno pełnoletni... C:
Nie chcę się zbyt rozpisywać, bo jestem zmęczona i ten tydzień był dla mnie męczący... Szkoło, I hate love you. :)))
Humor też ostatnio mam taki sobie, kilka problemów osobistych, rozsypka emocjonalna po Mieście 44 (polecam serdecznie, każdy Polak powinien obejrzeć), książka z Michaelem idzie do mnie już trzeci tydzień... To tylko 500 kilometrów, no ludzie.
Nie jestem dobra w pisaniu dopisek... Więc po prostu się pożegnam i dodam rozdziała 30 minut przed czasem. A co sie bede.
PS. Malffuseg się cieszy, bo w poniedziałek nowy The Walking Dead. Tak, musiała się pochwalić. <333
Malffu ♥
A moim skromnym zdaniem Hope nie powinna iść z Dylanem do łóżka. Dlaczego?
OdpowiedzUsuń1. BO MAJKEL.
2. Bo to nie wypada. Po prostu... za szybko.
Te dwa powody powinny Ci wystarczyć - reszta... dłuuuga dyskusja. Ale pomijając już moje zdanie w tej kwestii...
Wracam do MIKE'A. NARESZCIE, YEAH. Ale za mało, zdecydowanie. Czekam aż zacznie się z nim jakaś ciekawa akcja typu podpalanie włosów na chemii (aj, zapamiętałam to sobie i nie odpuszczę, oj nie). Chcę jakieś wybuchy albo coś. CZEKAM NA ROZWÓJ WĄTKU. O TAK.
Dylan, jesteś okropny i nakazuję ci abdykować na rzecz Michaela. Dziś. Teraz. No już!
To ogólnie mówiąc: czekam na część kolejną. Mam nadzieję, że wyrobię się z jej skomentowaniem, ale nie gwarantuję, bo - nie ukrywam - będzie to ciężki tydzień. Ale przeczytam. Masz to w gwarancji.
To... do soboty :)
Yeaew z R5ff.blogspot.com
Hehe, jeśli chodzi o to, że poszli do łóżka za szybko w opowiadaniu to spoko, ale jeśli oni jako para za wcześnie... Powiem tyle - to nie ich pierwszy raz. D:
UsuńMają przecież po ponad dwadzieścia lat. XD
Ale ślicznie dziękuję za wyrażenie swojej opinii.
I zastosuję się do ponownego podpalenia włosów przez Mike'a. :D
JESTEM!
OdpowiedzUsuńNAPRAWIŁAM!
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!
Komentarz na szybo, bo zaraz wychodzę, a ta dzida o nazwie Blogger się nade mną znęca. .__.
JEST MIKE!
Co prawda uznany przez Hope za zadufanego w sobie debila, ale jest i to się liczy. XD
Zboczeństwo Dylana? Łuhuhuhuhu.
A TA WSPÓLNA NOC?
A PAMIĘTASZ JAK NA MOIM PIERWSZYM BLOGU TAK DZIWNIE NA MNIE PATRZYŁAŚ PO PIERWSZEJ NOCY ROSSA I LAU? CC':
Nie obraziłabym się, gdybyś dokładniej to opisała... Na prawdę. c:
A ty Yeaew się nie znasz, ty lepiej o wspólnych nocach myśl u siebie, ja tu na następny rozdział tam czekam, a ty się na blogu Malffu opierdzielasz. ;_;
Co tam jeszcze...
Chyba szysko.
Idę lakierować czołg i przerysowywać plan mordu, Ania się niecierpliwi.
Ale pierw zapierdzielam do sklepu :')
WRACAJ ZE SZTANDARU I UCZYĆ SIĘ, JA DZISIAJ O 9 JUŻ W DOMU BYŁAM C:
LAMUS.
~Raffy
Skarbie, kochanie.
UsuńSztandar skończył mi się o 13, ale ani dzisiaj, ani wczoraj, ani w piątek nie miałam lekcji. Do tego piątku zero sprawdzianów, kartkówek, zadań domowych i brania do odpowiedzi.
A teraz leć do notatek i kuj na jutro, papryczko.
Te, Raffy, wszyscy kochają Malffu, tak? Tak. Więc dajże mi się to trochę poobijać. No nie bądź taka zua dla mnie. :<
UsuńJuż tu też odpowiem na odpowiedź Malffu do mojego poprzedniego komentarza; so.
Wiesz, to są tylko moje poglądy - nie ma obowiązku akceptacji ich c;
A na akcję podpalenia czekam niecierpliwie. Nie zawiedź mnie. ;]
Na serio.
NIE ZAWIEDŹ.
Ok, to do soboty. c:
~Niezalogowana Yeaew
z R5ff. ;>
Aaaaaa Michael!!!!
OdpowiedzUsuńFangirling na całego po prostu :) Jeszcze śpiewał moją ulubioną piosenkę z tej płyty <3
A Dylana całkiem lubię. Tylko jestem ciekawa co to będzie za armagedon jak ona wróci do domu :D
TWD <3