sobota, 27 września 2014

Rozdział 2

"Pieniądze nie są mi już potrzebne."


Pospiesznym krokiem kierowałam się w stronę domu Samanthy. Miałyśmy iść dzisiaj do galerii poszukać jakiejś odpowiedniej sukienki, na zbliżającą się wielkimi krokami imprezę, którą organizowała Dominica.
Pod drzwiami jej domu zapukałam. Po kilku sekundach wybiegła z niego jak oparzona, mało co mnie nie przewracając. Zdziwiona i nieco rozbawiona spojrzałam na nią.
- A tobie co?
- Własna matka wygania mnie z domu! Dajesz wiarę? Twierdzi, że siedzę w nim za długo i skończę jako stara panna z kotami. A sama dała mi ten głupi szlaban... Udało mi się zwinąć torebkę i portfel, bo z tego co widziałam, miała już w ręce wałek do ciasta... 
Wybuchnęłam śmiechem. Zaraz potem do mnie dołączyła i tak wyszło, że całą drogę do centrum handlowego spędziłyśmy głównie na śmianiu się.
Ona od zawsze miała poczucie humoru. Poprawiała mi samopoczucie, kiedy była taka potrzeba. Przychodziła do mnie w różnych śmiesznych przebraniach i śpiewała dziwaczne piosenki. Jednego razu wparowała do mnie do pokoju w przebraniu konia, drugiego w stroju dinozaura. Po prostu jest wspaniała...
- Taaak - mruknęłam. - Jeszcze tego brakuje, żeby przez tą imprezę znowu zamknęli cię w domu na tydzień... 
Szturchnęła moje ramie, przez co zaśmiałam się pod nosem. Powolnym krokiem weszłyśmy do ogromnego budynku.
W okół nas rozciągały się długie alejki sklepów. Po prawej stronie jubiler - wysadzane kosztownymi klejnotami złote i srebrne zegarki, kolczyki, naszyjniki i bransoletki. Po lewej natomiast znajdował się pasaż związany z ciuchami - drogimi, z najlepszych materiałów. Były tam sukienki, spódniczki, koszule, bluzy, t-shirty, długie rękawy, krótkie, swetry, jeansy, szorty, kurtki, rajstopy i inne, wcale nie potrzebne mi na tę chwile rzeczy. Skupiałyśmy się na pierwszym punkcie tej wyliczanki - sukienki.
Całe szczęście nie martwiłyśmy się brakiem pieniędzy. Nasze rodziny nie należą do najbiedniejszych... W sumie, to nic sobie z tego nie robimy, a przynajmniej ja. Pieniądze to tylko przedmioty, które nie zastąpią nam najpotrzebniejszych wartości.
Rodzice Sam, Diany i moi razem prowadzą firmę. Tak na dobrą sprawę, to właśnie przez nią się poznałyśmy. Jedna nudna posiadówka w biurze, trzy nastolatki i pełno drętwych staruszków na sali sprawiło, że jesteśmy nierozłączne. Później okazało się, że chodzimy razem do szkoły i tak już zostało.
- Patrz jakie cudne! - pisnęła blondynka i pociągnęła mnie w stronę trzeciego z kolei sklepu.
Faktycznie, ciuchy były tam bardzo ładne, jednak nie dla mnie. Ona znalazła sobie tam tylko spódniczkę do kolan. Ja nic. Za to w następnym sklepie kupiłyśmy... sukienkę. W sensie ona kupiła, ja nie.
Miała prosty krój, ale na Sam leżała wspaniale. Była koloru fioletowego, z tyłu wycieniowana do połowy łydki. Od pasa w górę miała pomarszczony materiał, bez ramiączek.
Ze mną było gorzej. Przeszłyśmy każdy sklep, a ja nic dla siebie nie znalazłam.
I właśnie dlatego nienawidzę zakupów!
Tak, dobrze widzicie. Jestem dziewczyną i ich szczerze nienawidzę. Wolę przesiedzieć cały dzień przed telewizorem, z puszką Coli i popcornem w ręce oglądając filmy.
- I co teraz? - zapytała zrezygnowana przyjaciółka.
- Skąd mogę to wiedzieć? To ty i Diana tu częściej przesiadujecie.
Dziewczynę jakby olśniło. Bez słowa złapała moją rękę i wyciągnęła mnie z galerii, niemal nie sprawiając bezpośredniego spotkania mojej twarzy z twardą kostką chodnikową. Prowadziła mnie przez miasto kilka minut w ciszy, aż w końcu stanęłyśmy pod jakimś malutkim, szarym sklepikiem z ubraniami.
- Ty sobie żartujesz, tak? - zaśmiałam się nerwowo.
- A czy kiedykolwiek, jeśli chodziło o ciuchy żartowałam?
No ładnie.
- Nie, ale...
- Nie ma ale! Wchodzimy, ale już! W tym nasza nadzieja.
Nie pozostało mi nic, tylko się posłuchać.
W sklepie było cicho i spokojnie. Nikt nic nie kupował, pani sprzedawczyni siedziała za ladą i patrzyła w podłogę. Kiedy zorientowała się, że ma klientów jej pomarszczona twarz wykrzywiła się w delikatnym uśmiechu. Widać było, że miała za sobą te paredziesiąt lat, mimo to wyglądała na sympatyczną staruszkę.
- W czymś wam pomóc, dziewczynki? - zapytała zachrypniętym głosem.
- Bo my... - zaczęłam. - My chciałybyśmy... znaczy ja chciałabym...
- Kupić sukienkę. - Samantha uśmiechnęła się szeroko. - Dla niej. Na imprezę. Ma pani coś może?
Kobieta puściła oczko do blondynki i zniknęła za zapleczem. Czekałyśmy na nią krótką chwilę, a gdy wróciła niosła w rękach zakurzone pudło.
- To może Ci się spodobać - rzekła do mnie. - Weź, kochanie. Na pewno będzie pasować, nie przymierzaj jej tylko zanieś do domu...
- Co? - zdziwiłam się. - No dobrze... To ile płacę?
Zaczęłam wyciągać portfel, kiedy poczułam ciepłą dłoń kobiety na mojej.
- Nic nie płacisz. Po prostu ją weź.
- Ale ja nie mogę, Proszę Pani... - Podałam jej banknot.
- Dziecko... Pieniądze nie są mi już potrzebne. Wiem, to może być dla Ciebie dziwne, ale zrób to. Wróć do domu i tam ją zobacz.
Zdezorientowana chwyciłam papierowy karton i skierowałam się do wyjścia.
- Dziękuję.

~~~~~~~~~~~
Cześć, kochani!
Wybaczcie to, że rozdział pojawił się tak późno. Wczoraj nie byłam cały dzień na kompie ani w domu, więc nie dodałam go w nocy, jak zwykle robiłam. Teraz też dopiero zasiadłam przed pudłem, bo miałam gościa a później wzięłam się za sprzątanie (tak, ta półka z Michaelem zawsze zajmuje mi najwięcej czasu...).
Co do samego rozdziału - nie jestem z niego zadowolona. Końcówka pisana trochę na siłę, oklepana i dziwna. Nie miałam kompletnego pojęcia, co mogłabym tam innego wcisnąć, wybaczcie mi to. Mam nadzieję, że te późniejsze rozdziały (od siódmego w górę) się wam spodobają, bo teraz jestem w trakcie ich pisania i chyba nie wychodzą najgorzej. 
Nie złośćcie się jeszcze brak Michaela -  w czwartym rozdziale będzie go troszkę więcej.
I zmieniając temat - szybko zleciało, nie? Zaczynam już trzeci tydzień z blogiem. Miło. :)
Także ja kończę, bo nie wiem co mogę jeszcze napisać. Dziękuję osobom komentującym, te słowa bardzo motywują! :)

"You can be a winner but you got to keep the faith (...) don't let noboy turn you round"

Malffu ♥










4 komentarze:

  1. Gościa miałaś?
    KAMA.
    Wszystko wyjaśnia.
    ROSSdział, Martyna, rozdział.
    Krótki, to na pewno, ale znając ciebie rozkręcisz się przy wkroczeniu Mike w fabułę, więc nie narzekam. XD
    Serdeczne podziękowania dla starszej pani ze sklepu. Taki dziwny promyczek w tym rozdziale. XD Jeszcze nie spotkałam takiej sprzedawczyni, która odpierdzieliłaby mi sukienkę za free, ale też nigdy nie kupowałam sukienki, so... XD
    W każdym razie czekam na następny i mam nadzieję, że rozwalisz nasze móżdżki swoją fabułą. c:

    ~Martynu

    PS. ZAPRASZAM SZYSKICH DO ZAKŁADKI Z BOHATERAMI, MÓJ DUŻY WKŁAD W SZUKANIU I WYBIERANIU ZDJĘĆ POSTACI UCZYNIŁ JĄ WYJĄTKOWĄ. C':
    Musiałam, powiew mojego charakteru musi się znaleźć w komentarzu. XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę późno, ale jestem! :)
    Żeby nie było - rozdział przeczytałam na początku. Tylko nie skomentowałam - co nadrabiam.
    No tajemniczo jest, nie powiem. Ale też nieco krótko. Mam nadzieję, że nadrobisz to w następnych rozdziałach ;>
    I czekam na wielkie wejście Króla Popu. Czuję, że to niedługo. :)
    Fajna ta staruszka. Ale chyba jej nie można ufać. No bo kto normalny daje sukienkę w pudełku za free? A może to nie jest sukienka, tylko... no nie wiem, banan? Tajemniczo.
    Błędy... wybacz, ale jestem niechcemisiem. Wiedz jednak, że masz ich mało. :3
    Co tam jeszcze... a tak. Czekam na kolejną część. Czekam na Mike'a. Czekam na jakąś akcję z nim. Będzie się działo, ja to wiem. :]
    Do kolejnego rozdziału, pani Jackson! :))
    Yeaew z R5ff

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tu dużo mówić, rozdział świetny tylko krótki :D Ale nie smucę się tym, bo za pewnie następne będą dłuższe. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział króciutki, liczę na dłuższe! Ta pani w sklepie... Mama Michaela? Tak mi się skojarzyło z pieniędzmi i dobrocią...
    Jestem ciekawa, co ci się tam w głowie układa na temat tej historii. Juz widzę, że będzie ciekawie.

    OdpowiedzUsuń