"Cała ja!"
5 lat późńiej...
No, trochę się u mnie pozmieniało.
Myślę, że na lepsze. Tym zmianom uległam nawet ja. Pominę
fragment ukończenia szkoły i znalezienia chłopaka, bo to nudne. W
sensie samo szukanie partnera było nie za ciekawe, ale sam on jest
cudowny. Ma na imie Dylan. W szkole szalały za nim wszystkie
dziewczyny, ale on upatrzył sobie mnie - jeszcze wtedy szarą i małą
dziewczynkę.
Wracając do tematu mojej zmiany - wpasowałam się w towarzystwo
szkolne, które głównie się do tego przyczyniło.
Zakumplowałam się szczególnie z Dianą i Samanthą. One
sprawiły, że w przeciągu miesiąca każdy w szkole mnie znał.
Nie jestem już nieśmiała i zamknięta w sobie. Tak jakby złapano
kompletnie obcą osobę na ulicy i wsadzono ją w moje ciało. Ktoś
mi tylko spróbuje podskoczyć, to jestem gotowa do niego
podejść i rozpocząć bójkę, nie patrząc na różnice
naszych rozmiarów. Bo to raz stawałam na dywaniku u dyrektora
z powodu bójki z jakąś dziewczyną przystawiającą się do
Dylana? Albo dlatego, że chodziłam na wagary i kłóciłam
się z nauczycielami?
Wyznaczyłam jednak sobie granice, których nie mam zamiaru
przekraczać. Nigdy, ale to przenigdy nie spróbuję narkotyków
ani papierosów. Uważam, że to świństwo, które
prowadzi do samozniszczenia.
Z tatą spotykam się regularnie. Wychodzimy razem w różne
miejsca, nie mamy przed sobą tajemnic. Nie ma też nic przeciwko
temu, że spotykam się z Dylanem. Nie to co mama i Tom... Oni
uważają, że on jest dla mnie nieodpowiedni. Tylko ja się pytam -
z której strony? Jest porządnym chłopakiem. Przystojny,
wysportowany, mądry, rozsądny i odpowiedzialny... nie zawsze, ale
jednak. I jest jeszcze strasznie troskliwy. Boi się mnie puścić
razem z Sam i Dianą do miasta... Ale to słodkie.
Ojczym jak to ojczym - nasze stosunki się nie zmieniły. Nadal go
nienawizdę, tak samo jak Gabrlielle. Mamę bardzo kocham, ale...
Między nami jest jakaś bariera, któej żadna z nas nie
potrafi pokonać. Albo chociaż spróbować...
~*~
Szykowałam się własnie do wyjścia z Dylanem, kiedy przerwał mi
głośny dzwonek mojego telefonu. Westchnęłam ciężko i oderwałam
się od lusterka, odkładając na półeczkę moją szczotkę
do włosów.
- Tak, słucham? - powiedziałam do słuchawki.
- Cześć, Myszko - usłyszałam głos swojego chłopaka. -
Przepraszam cię bardzo, ale nie mogę się z Tobą dzisiaj
spotkać... Moja matka wymyśliła sobie jakieś spotkanie z ciocią
i muszę z nią jechać. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?
- Nie... Oczywiście, że nie. Jedź i baw się dobrze.
- Jak mam się bawić dobrze na jakiejś dręrwej posiadówce?
- odburnkął.
- Ciesz się tym, że twoja rodzina chce spędzać z tobą czas. -
odpowiedziałam. - Kocham Cię, pa.
Zrobiło mi się smutno. Nie dlatego, że odwołał spotkanie, zdarza
się. Chodzi mi o to, że... On ma kompletną rodzinę. Ja niby też,
ale co mi z tego, jeśli dwie osoby w niej są dla mnie obce? Można
powiedzieć, że ich nie znam. Widzę się z nimi tylko przy
obiedzie. Rano wychodzę, wracam po południu i zjem coś w domu, a
czasem nawet nie i znowu znikam.
Ponownie zadzwonił mój telefon. Chciałam już nim rzucić o
ścianę, jednak się pohamowałam i odebrałam.
- Cześć! - krzyknęła Diana.
- Hej. - mruknęłam.
- Coś ty taka smutna? Piękny dzień mamy!
- Zdaje Ci się. O co chodzi?
- Ty jeszcze pytasz?! Wychodź przed dom. Zaraz tam będę. Pa!
I się rozłączyła. Westchnęłam zrezygnowana i rzuciłam się na
łóżko.
Diana Smith. Ona zawsze była optymistką. Cholernie szaloną i
upartą optymistką. Chyba nigdy nie widziałam jej w złym humorze.
Serio. Uśmiech codziennie wisiał na jej twarzy. Zupełnie, jakby
ktoś do niej kiedyś podszedł, po czym walnął ją w twarz
podwójną dawką dobrego humoru. I tak jej zostało.
Po krótkiej chwili oglądania mojego jakże fascynującego
sufitu, postanowiłam wziąć się w garść i nie użalać się nad
sobą. Doszłam do wniosku, że nie ma nad czym. Niektórzy
ludzie mają o wiele większe problemy, a razdą sobie lepiej ode
mnie.
Zrzuciłam swoje zwłoki z materaca, po czym zbiegłam po schodach do
salonu. Wzięłam z niego swoją torebkę, którą tam
wcześniej zostawiłam. Zahaczyłam jeszcze o kuchnię, kradnąc z
niej jedno jabłko. Gotowa już do opuszczenia domu, otworzyłam
drzwi wejściowe, jednak przeszkodził mi Tom.
- Gdzie się wybierasz, Mała? - zapytał zakładając ręce na
pierś.
- Wychodzę z Dianą. I jeszcze jedno - nie nazywaj mnie w ten
sposób. Który raz Ci to już powtarzam?
- Tak? A to niby czemu mam tak na ciebie nie mówić?
- Bo tylko tata może mnie tak nazywać - warknęłam i trzasnęłam
mu przed nosem drzwiami.
Oj, wkurzył mnie. Serio.
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Dasz mi w końcu spokój, czy nie?!
Odwróciłam się zdenerwowana. Zdziwiłam się i zrobiłam
czerwona jak burak.
- Nic się nie stało - wyprzedziła mnie przyjaciółka. - Co
ci znowu zrobił?
- Wkurzył mnie po prostu. Ale nie gadajmy już o tym - odparłam. -
Gdzie idziemy?
- Proponuję lody. Co ty na to?
Przytaknęłam jej ochoczo. Poszłyśmy do naszej ulubionej
lodziarni, gdzie byłyśmy już stałymi klientkami. Zamówiłyśmy
sobie dwa czekoladowe deserki i w oczekiwaniu na nie zajęłyśmy
miejsca przy oknie.
- No... To co tam u Ciebie? - zaczęłam rozmowę.
- Nie denerwuj mnie. Louis nawet na mnie nie spojrzy.
Ach, Louis. Gra w drużynie koszykarskiej razem z moim chłopakiem.
Całkiem fajna osóbka, tylko ciężko zwrócić na niego
swoją uwagę. A Diana kocha się w nim, od kiedy tylko się
poznałyśmy.
- Wiesz co... - zaczęłam niepewnie. - Jeśli chcesz, to mogę
porozmawiać z Dylanem, a on z Louisem...
- Dziękuję! - pisnęła. Rzuciła się na moją szyję, mocno mnie
przytulając. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Nie ma za co - odparłam przez śmiech. - Tylko mam pytanie. Wiesz
może, co dzieje się z Sam? Od kilku dni nie mam z nią kontaktu.
- Jest uziemiona... Jej rodzice stwierdzili, że wraca za późno
do domu i ma szlaban do niedzieli.
Chwilę po tym siedziałyśmy w ciszy. Dostałyśmy nasze smakołyki,
którymi się zaraz zajęłyśmy.
- Jak mogłam zapomnieć Ci o tym powiedzieć! - krzyknęła nagle,
aż podskoczyłam ze strachu. Prawie upuściłam pucharek lodowy,
który trzymałam w ręce. - Pamiętasz Jacksona?
- Którego? - roześmiałyśmy się.
- Michaela! Z klasy Dylana.
- Yhym. No pewnie, że pamiętam - burknęłam. - To ten pseudo
piosenkarzyk, który wylał na mnie swoją kawę. Nie cierpię
go po prostu. Ciągle siedział z tymi swoimi panienkami. Tacy są
najgorsi... Jeszcze prawie pobił się z Dylanem!
Ich wychowawczyni często chodziła na zwolnienia, dlatego mieli
lekcje połączone z nami. Los chciał, że uczyła chemii... A że
ja jedyna siedziałam sama w ławce, to walnęli go do mnie. Ile to
ja razy miałam przez niego spalone włosy? Nie raz, nie dwa. Nawet
siedem nie.
- Hope, oddychaj - uspokoiła mnie ze śmiechem przyjaciółka.
- Wiesz, że on wrócił?
Dzięki za tę jakże pocieszającą wiadomość.
- Ale co mnie to obchodzi?
- On wcale nie był taki zły. Po prostu mieliście słaby
początek i...
- I caaaałą resztę też - dokończyłam za nią.
Roześmiałyśmy się głośno. Później postanowiłyśmy, że
czas się zbierać i wybrałyśmy się na boisko, gdzie chłopcy
mieli trening. Po drodze ubolewałam nad tym, jak Samantha mogła
kiedyś kochać się w takim bufonie jakim był Michael. Zmarnowała
całe pół roku życia. A czemu? Bo później wyjechał.
Niepotrzebnie dawał jej tylko nadzieję.
Już na boisku, usiadłyśmy na trybunach. Tym razem to czarnowłosa
zaczęła rozmowę:
- Słyszałaś o tej imprezie?
- Co? Jakiej imprezie? - zrobiłam zdziwioną minę.
- Dominica organizuje mini-dyskotekę. - powedziała na chwilę się
zawieszając. - Ale ze mnie idiotka... Kazała ciebie zaprosić -
zaśmiała się. - Idziesz?
- Co za pytanie! No pewnie, że idę!
Uwielbiałam chodzić na imprezy i dyskoteki. Wtedy byłam w swoim
żywiole. Tańczyłam, śpiewałam i się bawiłam. Kiedyś nawet bym o tym
nie pomyślała... A teraz? Teraz to cała ja!
~~~~~~~
Witam wszystkich tu zebranych.
Za góry dziękuję wszystkim tym, którzy skomentowali prolog. A wyróżnić chciałabym jedną osobę - Panią Yeaew. Dziękuję Ci za ten wspaniały komentarz, naprawdę. Cieszę się, że napisałaś mi, co robię dobrze a co źle. To bardzo pomaga w pisaniu.
Co do rozdziału - cóż, wydaje mi się, że jest gorszy od prologu. A przynajmniej wstęp, strasznie sztucznie wyszedł, prawda?
Można powiedzieć, że dziś trochę więcej Michaela. Ale tak jak napisałam - nie opuszczajcie mnie po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów! Po prostu... Michael i Hope będę mieli dość specyficzne relacje. XD
To ten... Ja zmykam, bo zaraz zejdę na ból brzucha. I to jest właśnie powód, dla którego nienawidzę swojej płci...
Ahaa! Jeszcze coś. Myślę, że będzie lepiej jeśli rozdziały będę dodawać w soboty. Wiem, że dzisiaj jest jeszcze piątek, ale zaraz idę spać (czyt. słuchać Mike'a) i nie wiem, o której się jutro obudzę... W końcu jest weekend. A sen to jeden z moich żywiołów...
Nie przeciągając więc - ja lecę i żegnam się z wami, kochani!
"I'm just simply Michael Jackson."
Malffu ♥
HA!
OdpowiedzUsuńI tak pierwsza ccc:
Obudziłam się jakieś półgodziny temu i oczywiście mam zamiar zaraz ponownie walnąć się spać, ale obowiązek i pokusa przeczytania twojego rozdziału to rzecz nie do przeskoczenia :')
Zaczynam czytać i takie WOW. Prolog do wglądu dużo wcześniej i zdecydowanie zdążyłam uroić sobie w głowie - mniej lub bardziej - prawdopodobny przebieg fabuły. Ale raczej nie zastanawiałam się nad losem bohaterów po pięciu latach. XD
W każdym razie, jest git.
Tak dziwnie mi się czyta czas akcji w latach 80. i cholernie niezręcznie jest mi wyobrażać sobie takiego Mike bez wielkiej muzycznej przeszłości, takiego ''łubudubu ciotka Zielińska, młodszy o dziesięć lat''. XDD
NIE PYTAJ!
MUSIAŁAM.
Nevermind... :D
Umieraj dalej, rzodkieweczko moja, odpuścimy sobie dzisiejszy spacer. Zdążę ożenić się ponownie z kolejnymi notatkami na przyszły tydzień, a później ogarnę cały pokój. No, a wieczorem Polska - Niemcy. W GÓRĘ SERCA, POLSKA WYGRA MECZ! POLSKA WYGRA MECZ, TO POLSKA WYGRA MECZ...
Czekam na następny.
NIE. TO SIĘ NIE STAŁO NAPRAWDĘ.
OdpowiedzUsuńSZLAG!
Wybacz ten niefortunny wstęp, ale miałam już napisany komentarz. Tylko kliknęłabym przycisk opublikuj... I wszystko rozpłynęło się w nicości, bo jakaś wtyczka z Chrome się wyłączyła. NO NIE.
Od razu dziękuję za wspomnienie o mnie. Jest mi bardzo miło :') Tylko po co tak oficjalnie? Yeaew jestem. Pisarz-Amator. I stały czytelnik bloga. :)
Już Ci pisałam, że podoba mi się twój styl pisania. Nie zmieniłam zdania. ;)
Podoba mi się zmiana Hope i to, że jednak ma jakieś granice. Stała się bardziej śmiała, ale równocześnie nie jest "bad girl" (ostatnio modny motyw w opowiadaniach...).
Młody Jacksonek przypalający włosy Hope - chcę to zobaczyć. Tak samo jak to, że wylewa na nią kawę. Lubię tę niezdarność. Dzięki temu jest on bardziej... ludzki.
Przejdę teraz do błędów. Jest ich mniej - bardzo dobrze. :)
///- Jak mam się bawić dobrze na jakiejś dręrwej posiadówce? - odburnkął.
Ojczym jak to ojczym - nasze stosunki się nie zmieniły. Nadal go nienawizdę, tak samo jak Gabrlielle./// - Drobne literówki.
//Gotowa już do opuszczenia domu, otworzyłam drzwi wejściowe, jednak przeszkodził mi Tom.// Myślę, ze ten pierwszy przecinek jest niepotrzebny.
//Całkiem fajna osóbka, tylko ciężko zwrócić na niego swoją uwagę. A Diana kocha się w nim, od kiedy tylko się poznałyśmy.// W drugim zdaniu niepotrzebny jest przecinek, zaś co do pierwszego... Hm. Od razu przyznam - jest napisane poprawnie. Tylko sens zdania nie pasuje do kontekstu, w którym występuje. Bo z tego zdania wynika, że Louis jest cichą myszką, na którą ciężko zwrócić uwagę, bo zapewne nie rzuca się w oczy. Domyślam się, że chodziło Ci o to, że "ciężko zwrócić na siebie jego uwagę". :)
Chciałabym też zauważyć pewne rzeczy, jakimi są dialogi. Cóż, tym razem ukażę moje lenistwo i wstawię link do strony, która niegdyś mnie samej pomogła:
http://www.piszmy.pl/zasady-pisania-dialogow-o-dialogach/Chapter.html
Warto na to zwrócić uwagę.
Na razie to tyle w temacie błędów. :)
Podsumowując mój komentarz: podoba mi się i czekam na kolejną część. Dobrze rozplanowałaś ten rozdział; z jednej strony wyjaśnia nam sytuację i kontekst, ale z drugiej strony nie ukazuje wszystkiego.
Pozdrawiam. :)
Yeaew z R5ff.
Hej :D
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej przeczytałam rozdział, ale jakoś tak wyszło że go nie skomentowałam za co Cię przepraszam :D Oczywiście akcja się rozwija i lubię jak wszystko dzieje się tak powoli. A najbardziej spodobało mi się to, że zrobiłaś taki przeskok czasowy. No i namiastka Michaela jest, nie za dużo nie za mało tak w sam raz :D
Czekam na następny rozdział, bo piszesz świetnie. Pozdrawiam <3
Skasowało mi komentarz, super (y)
OdpowiedzUsuńWróciłam! Znalazłam trochę czasu (czyt. czytam w nocy) na blogi i postanowiłam zająć się tym.
Znalazł się Mike, a przemiana Hope podoba mi się. Trochę przypomina mnie.
Poza kilkoma literówkami nie mam uwag :)